sobota, 16 czerwca 2018

Recenzja: Teatr Bez Sceny, Peter Asmussen, Bunt, tłum. Paweł Partyka, reż. Andrzej Dopierała


W piątek 15 czerwca 2018 roku w katowickim Teatrze Bez Sceny miała miejsce światowa prapremiera "Buntu" Petera Assmussena, zmarłego w 2016 roku, najwybitniejszego współczesnego duńskiego dramaturga, w którego twórczości można odnaleźć ślady nawiązań do Strindberga oraz Ibsena. Myślę też, że właściciel teatru, reżyser i wykonawca głównej roli w jednej osobie, Andrzej Dopierała lubi skandynawski dramat, ponieważ znajduje w nim autentyczne egzystencjalne ludzkie doświadczenie. To moje drugie spotkanie z tekstem dramatycznym ze Skandynawii w tym teatrze. W kwietniu byłem na inscenizacji dramatu "Przytuleni" (recenzja na tym blogu), w której Dopierała nie tylko nawoływał do tolerancji, ale też zadawał fundamentalne pytania o życie, śmierć, przemijanie i miłość. Tym razem w inscenizacji towarzyszyli Dopierale młodzi aktorzy ze szkoły teatralnej: Aleksandra Fielek, Paulina Anna Janik, Krzysztof Ciemierz oraz Cecylia Wadas i Justyna Brożek.  Andrzej Dopierała zaserwował nam inscenizację oszczędną, wysmakowaną i znakomicie zagraną, w czym zasługa nie tylko mistrza, ale przede wszystkim młodych aktorów.

Scenografia jest także autorstwa Dopierały. Z uwagi na fakt, że Teatr Bez Sceny jest teatrem małym i kameralnym, mała przestrzeń wymusza niekonwencjonalne rozwiązania. Po stronach prawej i lewej towarzyszą dyskretne ekrany, na których wyświetlane są - jak w powieści - numery rozdziałów, z jakich składa się dramat Duńczyka. Jednak uwagę moją przykuła także uwertura, która jest próbą przeniesienia duńskiego - jakże innego kulturowo doświadczenia - na grunt polski. Widzimy leżącego na szpitalnym łóżku mężczyznę, któremu towarzyszą dwie kobiece postacie, ubrane w kolory żółty i czerwony (to celowy zabieg - oko łatwo skupia się na różnych kolorowych plamach). W offie słyszymy pieśń średniowieczną z motywem vanitas vanitatum et omnia vanitas

 Jednak kluczem do dramatu i pytania, jakie Dopierała pragnie zadać widzowi jest religijny symbol wiszący ponad nim na framudze wielkiego pustego okna. To niby krzyż, ale nie jest to symbol do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, a raczej jego daleka trawestacja. Ów religijny totem jest ważnym, milczącym składnikiem dramatu, ponieważ stanowi punkt odniesienia. Nie wiemy czym jest. Jeśli bowiem zaryzykuję kantowską metaforę - ów "niby-krzyż", stwierdzam, że jest on rzeczą w sobie, która manifestuje się naszym zmysłom jako zjawisko. Możemy nazwać go religią, para-religią, systemem etycznym, Absolutem. Myślę też, że filozoficzne odczytanie tego dramatu jest także możliwe, ale o tym dalej.


Tekst Asmussena w wykonaniu zespołu Teatru Bez Sceny brzmi bardzo naturalistycznie. Kluczowe dla dramaturgii jest opowiedzenie tej samej historii z trzech perspektyw: mężczyzny (w tej roli Dopierała), kobiety (w tej roli Paulina Anna Janik) oraz siostry kobiety (naprawdę bardzo dobra Aleksandra Fielek, która w bliskim planie świetnie gra twarzą). Postać mężczyzny młodszego w czasie gra Krzysztof Ciemierz. Dramat nie jest linearny pod względem czasu, miejsca akcji, a jedne postacie są także swoimi własnymi odbiciami. Asmussena nie interesuje zewnętrzny konflikt, akcja, ale wewnętrzna, egzystencjalna wiwisekcja. I oczywiście dramat ten wpisuje się w poetykę Teatru Bez Sceny, ponieważ obraz współczesnego człowieka jaki znajdujemy, jest pełen okrucieństwa. 

Dramat tych ludzi nie polega na brakach materialnych, ale na braku uczucia. Ludzi ci poznają się, płodzą dziecko, żyją razem, ale tak naprawdę obok siebie. Okrucieństwo relacji kobiety i mężczyzny jest też ich niedojrzałością, nie są bowiem gotowi na przyjęcie dziecka i na zmianę swojego życia. Kobieta popełnia samobójstwo, ponieważ nie jest w stanie odebrać życia dziecku po jego narodzinach. W zasadzie zaryzykowałbym twierdzenie, że dramat Asmussena do fotografia w skali mikro społeczeństwa konsumpcyjnego, w którym zagładzie ulegają podstawowe relacje między osobami tworzącymi podstawową komórkę społeczną, jaką jest rodzina. Okrucieństwo jest też sposobem na radzenie sobie z nieuchronnością śmierci.  Okrutna jest relacja młodych, okrutna jest córka mówiąca ojcu, że sprzedała dom w związku z czym, nie może on doń wrócić, okrutne jest postępowanie ojca, niespełnionego seksualnie samca, który traktował córkę jako erzac żony, w związku z tym przynajmniej z jego strony ojcostwo miało także charakter seksualny wobec własnej córki. 

Duńska perspektywa jest także ważna. Wielki duński filozof, Soren Kirkegaard, który sformułował podstawowe jądro egzystencjalizmu, zanim nastała jego epoka, pisał, że podstawowym doświadczeniem ludzkiej egzystencji jest rozpacz. Ma ona prowadzić człowieka do trzech poziomów egzystencji. W pierwszym, estetycznym, człowiek dąży do maksymalizacji doznań hedonistycznych. W drugim etycznym człowiek winien skupić się na własnym byciu. W trzecim według Kirkegaarda powinien wrócić do religii. Oczywiście u Asmussena nie ma o tym mowy. Rozpacz jest u dramatuga absolutna. 

Spektakl trwa około półtorej godziny i jest to czas niezwykle intensywnego doznawania bliskości teatru, co jest zasługą bliskości publiczności i sceny Teatru Bez Sceny. Andrzej Dopierała po raz kolejny pokazał bezkompromisowość z jaką jako reżyser teatralny poddaje krytyce polskie społeczeństwo przez pryzmat skandynawskiego dramatu. "BUNT" Petera Asmussena w wykonaniu zespołu Teatru Bez Sceny jest spektaklem nie dla każdego. To wymagający skupienia teatr, w którym sztuka aktorska stoi na znakomitym poziomie. Polecam wszystkim tym, którzy nie wahają się odważnego współczesnego teatru, ale inscenizowanego z wielkim smakiem, estetyką, w którym okrucieństwo staje się podstawową płaszczyzną, w jakiej współcześni ludzie kochają i umierają. 
  

1 komentarz:

#strefainteresów #zoneofinterest Recenzja, Strefa Interesów, reż. J. Glazer, Gutek-Film 2024

Film Jonathana Glazera "Stefa Interesów" brytyjsko-niemiecko-polsko koprodukcja nagrodzona w tym roku dwoma Oscarami przez ameryka...