środa, 2 maja 2018

Kaiser`s holocaust. The story about the forgotten German crime






 Czytelniku, dziś ważna książka, bez której nie da się zrozumieć niemieckiej winy za II wojnę światową, choć dotyczy ona zupełnie innego okresu w historii:

David Olusoga, Gaspar Erichsen. Zbrodnia Kajzera. Historia zapomnianej niemieckiej zbrodni, przeł. Piotr Tarczyński, wyd. Wielka Litera, Warszawa 2012



Jesienią 2010 roku spotkałem w Gőrlitz po raz pierwszy osobę z Namibii. Była to kobieta – skąd inąd znakomita nauczycielka matematyki  - która opowiedziała mi historię swojego dzieciństwa. Urodziła się w Namibii jako dziecko niemieckich emigrantów. Namibia jest w jej opowieści krajem marzeń, a zarazem wielkiej odrazy. Wyjechała z tego jedynego niemieckojęzycznego kraju poza Europą z poczuciem traumy. Przyznaję, że wtedy nie rozumiałem jej doświadczenia.

Historiografia powstała po wojnie, a także niemiecka debata o zbrodniach popełnionych w imię Niemiec w latach 1939-1945 założyły, że zbrodnie niemieckiego nazizmu stanowią aberrację w historii Niemiec. W latach 50-tych widząc, że niemieckie produkty  nie są sprzedawane, władze RFN postanowiły przeprowadzić skuteczną, długofalową akcję. Naziści stracili zatem etnos, pojawiają się od tej pory w prasie angielskojęzycznej, w podręcznikach, popularnych opracowaniach z historii jako "naziści bez narodu". Naziści ci stali się sprawcami wojny i ludobójstwa, którzy jednocześnie oszukali naród niemiecki. Taki był kontekst słów papieża Benedykta XVI w Auschwitz w 2006 roku – Niemcy zostali oszukani – były to słowa papieża, z którymi nigdy się nie zgodziłem. Nikt nikogo nie oszukał. Naziści wyrośli z trzewi niemieckiej chrześcijańskiej kultury mieszczańskiej, stanowiąc jej prymitywny paroksyzm, potworne monstrum zrodzone z niemieckiej pychy, przekonania o wyższości nad innymi narodami, kompleksu przegranej wielkiej wojny 1914-1918 oraz nacjonalizmu podsyconego skrajnym darwinizmem, kultem siły i rasy.

Co począć z implikacjami filozoficznymi tych zbrodni? Zatrzymam się na chwilę w stosunku Niemców do państwa. To Prusy narzuciły Niemcom swoją wizję państwa drugiej połowie XIX wieku, gdzie jednostka była temuż państwu całkowicie podporządkowana. Ów stosunek wynikał z szerszego kontekstu filozoficznego. Kant (Prusak) podporządkował rzeczywistość realnie istniejącego świata ludzkiemu umysłowi, a etyka Kanta ograniczała się jedynie do tego, aby człowiek przestrzegał tylko takich zasad, które mogłyby stać się dobrem powszechnym. Wskazywał jasno na prymat państwa, które mogło uznać zasady za dobre dla obywateli. Hegel (kolejny Prusak) i jego idealizm absolutny uznawał nadrzędność państwa, a obywatel wart był tyle, o ile wykonywał obowiązki. Ta filozofia podporządkowywała wszystko ludzkiemu umysłowi, jedynej instancji rozróżniającej dobro od zła. Ludzki rozum może być jednak błędny. Nie jest przypadkiem, iż człowiek który miał szansę wydobyć filozofię z miejsca, w którym zapędzili ją Kartezjusz (z przesunięciem na podmiot poznania), Kant, Hegel, i totalny, ale w innym tego słowa znaczeniu Marks, Martin Heiddegger uznał Hitlera, za ucieleśnienie dziejowego ducha narodu niemieckiego i stał się nazistą. Oczywiście, że między nazizmem niemieckim a wcześniejszą filozofię niemiecką nie ma bezpośredniego związku, ale paradoksalnie to dzięki tej filozofii wkładanej do głów niemieckim studentom i doktorantom, Hitler mógł przydarzyć się tylko w Niemczech i w żadnym innym kraju. Austria stała się niestety częścią tego monstrum. Naród utożsamił en masse swoją wolę z wolą jednego człowieka, który w 1933 roku stał się dla milionów zwykłych Niemców ucieleśnieniem niemieckiego ducha. Właśnie w tym pojęciu istnieje iunctim – absolutny duch dziejów wcielający się na zasadzie dialektycznego przeciwieństwa w naród niemiecki. Nazizm był reakcją dialektyczną na Republikę Weimarską i Traktat Wersalski, stanowił ich antytezę, a III Rzesza wyrosła – dosłownie z trzewi – jako synteza cesarskich wilhelmińskich Niemiec oraz żyjących w strachu wielkich długów demokratycznych weimarskich Niemiec, których wspólna filozofia nosiła w sobie zarzewie totalności, kroplę grozy z kart dzieł Hegla.

Co jednak z tym filozoficznym wątkiem ma zbrodnia Niemców w latach 1904-1909 w Namibii? Przypominam sobie moją wizytę  w Bayreuth na wycieczce z projektem szkolnym. Miałem okazję zwiedzić ratusz miasta – wszędzie wiszą portrety burmistrzów Bayreuth, tymczasem nie ma żadnego za lata 1933-1945. Tak jakby w Niemczech była wówczas czarna dziura. Nie spotkałem lepszego dowodu wpychania III Rzeszy pod dywan dzisiejszych Niemiec, które z sympatyczną panią Merkel, wielokulturowym społeczeństwem i demokracją, poszanowaniem mniejszości  stworzyły przekonanie, że zbrodnie lat 1939-1945 są aberracją, sprzecznością, która nigdy więcej się nie powtórzy.

Tymczasem książka Caspara Erichsena i Davida Olusogi ukazuje, że to przekonanie jest mitem, ponieważ rozwiązania przetestowane przez Niemców w Namibii stały się później inspiracją dla mordu na niespotykaną skalę w dziejach cywilizacji. Jednym słowem zbrodnie Niemców podczas II Wojny Światowej nie są – wypadkiem przy pracy, nieszczęściem, co sugeruje serial „Nasi Matki, Nasi Ojcowie”. Niemcy już wcześniej dokonały ludobójstwa na ludach Herero i Nama, afrykańskich społecznościach rolniczo-koczowniczych, rdzennych mieszkańcach tej ziemi. Niemcy nazywali ich Hotentotami, ponieważ ci czarnoskórzy mieszkańcy Namibii byli już chrześcijanami przejmującymi protestantyzm w wersji kalwińskiej od holenderskich Burów z Afryki Południowej. Ludobójstwo z lat 1939-1945 jest zatem kontynuacją rozwiązań, które na mniejszą skalę przetestowano w Namibii. Na kontekst kolonialny podboju wschodu w latach 1941-42 oraz wcześniejszej napaści na Polskę wskazywała Hannah Arendt już w latach 60-tych wieku XX. Mało kto zwrócił na jej tezę uwagę.

W 1904 roku wybuchało powstanie Herero i Nama. Cesarz Niemców Wilhelm II, o którym polski malarz Julian Fałat mawiał, że ma o jedną klepkę za dużo, wpadł we wściekłość. Niemcy wysłali do Afryki 15 tysięcy żołnierzy pod generałem von Trotha, którzy mieli przeprowadzić „ostateczne rozwiązanie tej sprawy”. Genarał Von Trotha wydał tak zwany „vernichtungsbefehl” nakazujący wymordowanie całej ludności Herero. Wkrótce do walki przeciw Niemcom ruszyli także Nama. Spotkał ich los straszliwy. Niemcy zaadoptowali wcześniejsze rozwiązanie Brytyjczyków z wojen burskich i zorganizowali kilka obozów koncentracyjnych, m. in w Swakopmundzie, a najgorsze w Lüderitz nad Atlatykiem oraz na tzw. Shark Island, gdzie eksterminowano całą ludność Nama. Niemieccy lekarze jechali 13 tysięcy kilometrów, żeby kolekcjonować głowy Herero i Nama, konserwować je w alkoholu, zbierać czaszki i szkielety pomordowanych Afrykanów dla niemieckich anatomicznych kolekcji w uniwersytetach, w Jenie, Heidelbergu czy Berlinie.

To w Namibii po raz pierwszy zastosowano ideę „lebensraum” – to pojęcie pojawia się dosłownie w niemieckich dokumentach kolonialnych z Namibii. Pojęcie to stworzył niemiecki geograf Freidrich Von Ratzel (kolejny Prusak). W imię owej przestrzeni życiowej po raz pierwszy w dziejach cywilizacji obóz koncentracyjny stał się miejscem nie odosobnienia ludności cywilnej, aby nie pomagała partyzantom (Burowie), ale celem eksterminacji całej populacji. Maszyneria administracji niemieckiej jest doskonała i raz wprawiona w ruch, nie zatrzymuje się. Tak stanie się również w latach 1941-45, gdzie Niemcy zaganiali swoje ofiary żydowskie po całej Europie niczym gigantyczną siecią i strącali je w otchłań, przedtem rabując ich mienie, grabiąc ich ciała, wykorzystując nawet włosy pomordowanych dla produkcji materaców dla niemieckich kobiet. To wszystko znamy z Auschwitz. Tymczasem korzenie tego haniebnego procederu, sama jego idea, zrodziła się w Afryce, w Namibii.

Czy jest jakiś bezpośredni dowód związku między tymi zbrodniami, odległymi o 40 lat? Ojciec Hermanna Gőringa był gubernatorem Namibii… o czym mało kto wie. Erichsen i Olusoga bardzo precyzyjnie pokazują ów związek na szerszym tle (doradcy Hitlera, którzy uczestniczyli w kolonialnej wojnie w Afryce), związki Instytutu Eugeniki im. Cesarza Wilhelma, gdzie swoje straszliwe badania prowadził Von Vershuer i Mengele, z kolekcjami „ludzkimi” z Afryki są bardzo mocne i przekonujące. To jakby wcześniejsza odsłona tej samej zbrodni, rozłożonej na dwie części, odległe od siebie geograficznie i czasowo o prawie czterdzieści lat.

Książka Caspara Erichsena oraz Davida Olusogi to lektura okrutna, którą powinien przeczytać każdy, kto chce zrozumieć otchłań zła, w której utonęły Niemcy w latach 1933-1945. Książka ta obala mit spokojnych i fajnych Niemiec. Ale czy w Niemczech wie ktoś o zbrodniach w Afryce popełnionych w imię i dla Niemiec 13 tysięcy kilometrów od Europy? Czy ktoś wie, że zbrodnie te mają związek z Holokaustem, jaki Niemcy zgotowali Żydom i Romom w Europie w czasie II wojny światowej? 

Ja stawiam tezę, że nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#strefainteresów #zoneofinterest Recenzja, Strefa Interesów, reż. J. Glazer, Gutek-Film 2024

Film Jonathana Glazera "Stefa Interesów" brytyjsko-niemiecko-polsko koprodukcja nagrodzona w tym roku dwoma Oscarami przez ameryka...