Czytelniku,
Wytrawnych
czytelników tego bloga, zarówno przeszłych jak i przyszłych, pokornie
przepraszam za nazbyt czytelne nawiązanie do książki Aleksandra Bocheńskiego.
Sadzę jednak, że głupota dziejowa była przywarą Polaków, a teraz, po raz wtóry
stała się domeną przywódców politycznych w Europie. Przed ponad stu laty Europa
znalazła się pod wpływem żelaznego kanclerza. Bismarck realizował politykę
krwią i żelazem. Do czasu, gdy po powaleniu Austrii i Francji w latach
1866-1871 zjednoczył Niemcy. Potem od wojny się odżegnywał. Czytając pamiętniki
Bismarcka, które powinny być dla każdego myślącego polityka lektura konieczną i
bezwzględną, odnajdujemy tam definicję polityki. Cóż to jest? Sposób na
napchanie sobie kasy? Tak definiuje ją większość polskich polityków. Czym może
być polityka? Czy jest do niekończący się serial konferencji, wzajemnych
dysput, tylko po to, by osiągnąć zgniły i nikogo niezadowalający kompromis? Co
to jest? Otóż, według Bismarcka polityka
to sztuka. Tak, tak, zgodnie z arystotelesowską linią rozumienia to sztuka
wzajemnych relacji państwowych. Mogą ją stosować jedynie umysły wybitne,
nieprzeciętne, nie ulegające wpływom i kierujące się interesem swojego państwa.
To oznacza, że arystotelesowska definicja sztuki, jako trwałej zdolności do
tworzenia zostaje również rozciągnięta na zarządzanie
państwem i tworzenie jego wzajemnych relacji. Wojna jest wiec jednym z narzędzi
polityki. Bismarck był więc pojętnym uczniem Machiavellego. Stary Florentyńczyk
był mistrzem, ale i subtelnym, wyrachowanym graczem. Bismarck dołożył do tego
brutalną siłę.
Merkel, czyli wybitna mierność
Porównanie
Putina i Bismarcka jest ahistoryczne i karkołomne. Nie w tym jednak rzecz. Tak jak Bismarck
był wielkim politykiem słabością i miernością ludzi, z którymi się zmagał, tak
Putin jest silny miernością ludzi tworzących garnitur decydentów w Unii
Europejskiej. Wiem, co napisałem.
Tak, pani Merkel też jest mierna. Ale to jest mierność w wybitności. Jest ona
co prawda najsilniejszym kanclerzem Niemiec po roku 1990, ale w filozofii
politycznego myślenia jest mierna. Zaznaczam, że chodzi mi o inny rodzaj
mierności To niezdolność do przestawienia myślenia na inne tory. Niemcy pod
rządami Merkel stały się głównym hamulcowym rozwoju Europy. Blokują konkurencję
i wolność gospodarczą zadłużonego południa kontynentu, nie pozwalają na
przeciwstawienie się putinowskiej Rosji w najbardziej krytycznym momencie od
rozpadu Związku Radzieckiego. Merkel jest zbudowana jako polityk z utylitaryzmu
posuniętego do rangi dogmatu. Dla niej dobre jest tylko to, co służy interesom
Niemiec pojętym w bardzo wąskim stopniu. Dla niej wartość ma tylko taki układ,
który daje Niemcom dzięki walucie euro perspektywę wzrostu gospodarczego na
podstawie transferu solidnych, niemieckich produktów. Merkel jest mierna, ponieważ nie ma ona wizji Europy za lat dwadzieścia, ani dziesięć. Jej mierność i małość jest oparta na kilku
mitach. Jednym z nich jest mit przyjaznej
dla wielkiego niemieckiego biznesu Rosji. Ta Rosja zaczęła się za
Gorbaczowa, a Niemcy bardzo kochali Gorbiego. Bez niego nie byłoby zjednoczenia
Niemiec. Merkel nie ma żadnych poglądów
ideowych. Jest pragmatykiem z partyjnej szkoły NRD. Przytoczę anegdotkę:
jeden z fizyków z nią pracujących we wschodnim BERLINIE opowiedział, jak Merkel
zareagowała, kiedy w Polsce wybuchła „Solidarność”. Powiedziała do niego
wówczas, że to zagraża systemowi socjalistycznemu w całym bloku wschodnim i że
trzeba coś z tym zrobić. W roku 1990 powiedziała, że „Solidarność” była wielkim
przełomem dla demokracji w Europie. Czy to tylko zmiana szyldu podyktowana
szybkim dostosowaniem się pragmatycznej kobiety, która
przylgnęła do najbardziej nienaturalnego dla siebie środowiska, jakim była
niemiecka chadecja. Merkel nie jest w stanie przeciwstawić się Putinowi i
uczyni wszystko, żeby konflikt ukraiński który pali się coraz większym
płomieniem przygasić nieco dmuchaniem w niego powietrza. Merkel swoimi działaniami, głaskaniem Putina, ukrytym sprzyjaniem Rosji
wprowadza Europę w przeklęty wir niemiecko-rosyjskiego sojuszu, który był
przecież głównym motorem wybuchu II wojny światowej w 1939 roku.
Oczywiście, tak być nie musi. Ale tak będzie. Niemcy mając w gardle winę za
wojnę będą robiły wszystko, by w ich przekonaniu ją powstrzymać przez politykę
ustępstw. Tylko że to myślenie jest oparte na fałszywym micie Rosji, z którą
można się dogadać i trzeba. Taka Rosja
jednak nie istnieje. Teraz już wiemy, że Merkel odejdzie. System niemieckiej polityki jest na tę zmianę przygotowany. Jednak po niej może być już tylko jeszcze gorszy kanclerz z polskiej perspektywy.
Francja, czyli stary kogut na
podwórku
Pisząc dziś o Francji w zasadzie
powinno się pisać o hańbie, nie głupocie. Lub o mieszance dwojga. Były prezydent Hollande i obecny prezydent Macrone są przedstawicielami oligarchii liberalnej i lewicowej, która rządzi Francją od rewolucji 1968 roku. Francja płaci teraz za nadmierna etatyzację państwa, jego scentralizowanie i sztywność ekonomiczną. Francja okazała się zupełnie nieprzygotowana do wejścia do strefy euro, której jedyny beneficjentem są Niemcy - będę powtarzał to jak Katon, że Kartagina powinna być zburzona - a dziś deficyt budżetowy Francji sięga, a zasadzie przekracza 3 procent PKB. Francja zmagająca się z kryzysem finansowym zarazem cierpi na kryzys elit. Emmanuel Macrone jest wydmuszką, zupełnie idiotyczną i pozbawioną szerszego zaplecza politycznego. Do tego dochodzą skandale obyczajowe - współpracownik prezydenta oskarżony o pobicie dziennikarza, uciekł na paszporcie dyplomatycznym do Londynu i ma ponoć rewelacje, czyli materiały obyczajowe obciążające prezydenta.We Francji rodzi się tej zimy oddolna pełzająca rewolucja społeczna klasy średniej - a tylko ta klasa zawsze doprowadzała do rewolucji - przeciw drożyźnie, idiotycznym projektom ideologicznym, takim jak walka z emisją CO2, bezkrytycznym przyjmowaniem emigrantów ekonomicznych i fanatyzmem islamskim, który po prostu we Francji jest. Król jest nagi. Wszyscy to widzą. Jeśli jednak wygra we Francji Front Narodowy to oznacza naprawdę trzęsienie ziemi, łącznie z wyjściem Francji z UE.
Putin, czyli ostatnie stadium
komunizmu
W myśl
teorii marksistowskiej komunizm mają napędzać sprzeczności. Marksizm, jako
forma ustroju umarł, poza Kubą, Wenezuelą, Wietnamem i Koreą Północną. Jednak wraz z upadkiem Związku Radzieckiego
nie umarły jego pochodne. A były nimi rosyjski nacjonalizm i imperializm,
pogarda dla ludzkiego życia, prawosławie jako forma rządu dusz w Rosji, mit
słowiańszczyzny, wielkoruski szowinizm i tęsknota za Imperium. Zachód nie
docenił, jak bardzo zabolało Rosjan zawalenie się Związku Radzieckiego. Jak
wielką wytworzyło to pustkę, w której dzięki decyzji Jelcyna zaczął się Putin.
Pisałem już obszernie o Rosji na tym blogu i nie chcąc się powtarzać chciałbym
zanalizować Władimira Władymirowicza właśnie z perspektywy definicji polityki
jako sztuki. To, co napiszę będzie złowrogie i będzie miało swoje konsekwencje.
Putin nie ma sobie równych w Europie pod względem używania sztuki
politycznej dla osiągania dalekosiężnego celu, wizji.
Jakaż to wizja? Odbudowania Imperium w granicach Związku Radzieckiego. Jednak namawiam do rozumienia tego głębiej. Europa Zachodnia nie doceniła tego, że po upadku Związku Radzieckiego Rosja znalazła się poza sferą wolnego przepływu kapitału. Zachód nie docenił tego, że wolnorynkowe reformy, które przyniosły sukces krajom Europy Środkowej, na wschód nie stworzyły nic. Przyczyna obecnej wojny, której końca i rozwiązania nie widzę, tkwi w chaosie na schodzie, stanie politycznej nieważkości. Wszystkie elementy to tygiel pierwiastków i nacjonalizmów. Pierwsze ostrzeżenie Europa dostała w roku 2008 podczas krótkiej wojny w Gruzji. Nikt tego w starej, zachodniej Europie nie chciał dostrzec. Holandia pasła ambicję Rosji zapewniając znakomitych menadżerów dla rosyjskich firm. Wojna Putina z Ukrainą jest właśnie dlatego niewypowiedziana i niesformalizowana, ponieważ jest to wojna pomyślana na dłuższy okres. Przewaga Rosjan w sensie liczby żołnierzy i technologicznie jest bezsporna.Ukraińcy mają dobrą armię, lepszą niż nasza, ale ulegną, gdyby Rosja zdecydowała się na twarde rozwiązanie, na przykład atak od strony Krymu i Doniecka.
Ile jeszcze Ukraińcy wytrzymają? Rok? Dwa? Donieck zamienia się powoli w maszynkę do mięsa. Rosjanie mogą pozwolić sobie na straty dwa, trzy raz większe niż Ukraińcy, którzy nie mają żołnierzy tak doświadczonych jak Rosjanie. W końcu nacisk Ukraińców spowoduje wejście regularnej armii rosyjskiej. I Ukraina zamieni się w krwawą jatkę, jak na Bałkanach. Wrażliwcy zapytają; przecież to nielogiczne, Putin i rosyjska gospodarka na tym stracą. Z Rosji odpłyną miliony! Z perspektywy zachodu może tak to wygląda, ale nie z perspektywy Rosjan. Surowców energetycznych Rosji nie braknie. Rosyjskie kobiety, jak mówił Stalin, nadrobią straty naturalne w jedno pokolenie (przepraszam za cynizm). Białoruś będzie następną ofiarą, gdy baćka Łukaszenka zamknie oczy na wieki, Rosja zje Białoruś jak wilk zająca. Putin już udowodnił, że stosuje się do zasady - polityka podąża za faktami, a on wciąż kreuje fakty. Wycofanie się Amerykanów z Syrii oznacza, że to Rosja i Iran wygrały dla Assada wojnę.
Unia Europejska, czyli Związek Radziecki par excellence
Unia Europejska, do której weszliśmy jako kraj w roku 2004 (niestety głosowałem "za") zamienia się powoli w autorytarny, używający niedopuszczalnych, bo nigdzie nie zapisanych w traktatach sposobów dyscyplinowanie krajów, których suwerenność dyktuje im inne rozwiązania prawno-ustrojowe, niż te, które lubią eurokraci z Brukseli. Polska, Węgry, Rumunia, Włochy, czy państwa bałtyckie zostały zepchnięte do narożnika z wyborem: my będziemy was kochać tak bardzo, że wy też w końcu nas pokochacie. Unia stosuje podwójne standardy - ponieważ wobec Francji brutalnie tłumiącej demonstracje, która tonie w długach, wobec Niemiec, które z własnego egoizmu uzależniają Europę od Rosji pod względem energetycznym, nie uczyniła i nie uczyni nic. Ostatnio bardzo długo się zastanawiam nad pytaniem, czy za pieniądze mamy sprzedać naszą suwerenność? Czy mamy się wyrzec naszej chrześcijańskiej tożsamości dla ideologicznego projektu, który nie ma przyszłości, ponieważ jest niezgodny z krwioobiegiem rzeczy? Doszedłem do wniosku, że nie. W moim skromnym przekonaniu elity uosabiane przez tak dwuznacznych moralnie ludzi jak Róża Von Thun, czy Donald Tusk, nie zwrócą na takiego szaraczka jak ja uwagi. I nikt nie zada sobie pytania, co takiego się stało, że proeuropejski liberał, jakim byłem 10 lat temu przeistoczył się w przeciwnika Unii Europejskiej, w takim kształcie, jakim ona jest teraz? Jednak zapewniam, że w Europie, jak ona długa i szeroka, są tysiące takich nic nie znaczących ludzi, jak ja, którzy myślą tak jak ja. Nasza tożsamość jest warunkiem sine qua non bycia Europejczykiem. Sztuczne, ideologiczne, czynione od góry próby zdławienia jej nie przyniosą nic dobrego. W marcu 2019 roku będzie brexit, czyli wyjście Wielkiej Brytanii z UE, które dokonało się właśnie w imię suwerenności. Jeśli Unia nie zmieni się i kurs w stronę utworzenia państwa europejskiego będzie kontynuowany,
Unia się rozpadnie w ciągu 10-15 lat pod wpływem odśrodkowych sił polityczno-społecznych takich jak:
- wewnętrzne nacjonalizmy i interesy krajów Unii
- zbyt potężne Niemcy staną się dusicielem Unii od środka. Problem z Niemcami jest taki, że są za małe, by rządzić światem i za wielkie na Europę
- dalsze ingerencje Rosji w wewnętrzne sprawy Europy
- kryzys ekonomiczny powodowany walutą Euro - potworne zadłużone kraje, takie jak Włochy, Hiszpania, Francja nie wytrzymują fiskalizmu narzucanego przez Niemców
- brak poszanowanie suwerennych głosów narodów tworzących Unię
- fetysz ideologizacji
- dalsze exity - wyjścia krajów ze wspólnoty
Jakaż to wizja? Odbudowania Imperium w granicach Związku Radzieckiego. Jednak namawiam do rozumienia tego głębiej. Europa Zachodnia nie doceniła tego, że po upadku Związku Radzieckiego Rosja znalazła się poza sferą wolnego przepływu kapitału. Zachód nie docenił tego, że wolnorynkowe reformy, które przyniosły sukces krajom Europy Środkowej, na wschód nie stworzyły nic. Przyczyna obecnej wojny, której końca i rozwiązania nie widzę, tkwi w chaosie na schodzie, stanie politycznej nieważkości. Wszystkie elementy to tygiel pierwiastków i nacjonalizmów. Pierwsze ostrzeżenie Europa dostała w roku 2008 podczas krótkiej wojny w Gruzji. Nikt tego w starej, zachodniej Europie nie chciał dostrzec. Holandia pasła ambicję Rosji zapewniając znakomitych menadżerów dla rosyjskich firm. Wojna Putina z Ukrainą jest właśnie dlatego niewypowiedziana i niesformalizowana, ponieważ jest to wojna pomyślana na dłuższy okres. Przewaga Rosjan w sensie liczby żołnierzy i technologicznie jest bezsporna.Ukraińcy mają dobrą armię, lepszą niż nasza, ale ulegną, gdyby Rosja zdecydowała się na twarde rozwiązanie, na przykład atak od strony Krymu i Doniecka.
Ile jeszcze Ukraińcy wytrzymają? Rok? Dwa? Donieck zamienia się powoli w maszynkę do mięsa. Rosjanie mogą pozwolić sobie na straty dwa, trzy raz większe niż Ukraińcy, którzy nie mają żołnierzy tak doświadczonych jak Rosjanie. W końcu nacisk Ukraińców spowoduje wejście regularnej armii rosyjskiej. I Ukraina zamieni się w krwawą jatkę, jak na Bałkanach. Wrażliwcy zapytają; przecież to nielogiczne, Putin i rosyjska gospodarka na tym stracą. Z Rosji odpłyną miliony! Z perspektywy zachodu może tak to wygląda, ale nie z perspektywy Rosjan. Surowców energetycznych Rosji nie braknie. Rosyjskie kobiety, jak mówił Stalin, nadrobią straty naturalne w jedno pokolenie (przepraszam za cynizm). Białoruś będzie następną ofiarą, gdy baćka Łukaszenka zamknie oczy na wieki, Rosja zje Białoruś jak wilk zająca. Putin już udowodnił, że stosuje się do zasady - polityka podąża za faktami, a on wciąż kreuje fakty. Wycofanie się Amerykanów z Syrii oznacza, że to Rosja i Iran wygrały dla Assada wojnę.
Unia Europejska, czyli Związek Radziecki par excellence
Unia Europejska, do której weszliśmy jako kraj w roku 2004 (niestety głosowałem "za") zamienia się powoli w autorytarny, używający niedopuszczalnych, bo nigdzie nie zapisanych w traktatach sposobów dyscyplinowanie krajów, których suwerenność dyktuje im inne rozwiązania prawno-ustrojowe, niż te, które lubią eurokraci z Brukseli. Polska, Węgry, Rumunia, Włochy, czy państwa bałtyckie zostały zepchnięte do narożnika z wyborem: my będziemy was kochać tak bardzo, że wy też w końcu nas pokochacie. Unia stosuje podwójne standardy - ponieważ wobec Francji brutalnie tłumiącej demonstracje, która tonie w długach, wobec Niemiec, które z własnego egoizmu uzależniają Europę od Rosji pod względem energetycznym, nie uczyniła i nie uczyni nic. Ostatnio bardzo długo się zastanawiam nad pytaniem, czy za pieniądze mamy sprzedać naszą suwerenność? Czy mamy się wyrzec naszej chrześcijańskiej tożsamości dla ideologicznego projektu, który nie ma przyszłości, ponieważ jest niezgodny z krwioobiegiem rzeczy? Doszedłem do wniosku, że nie. W moim skromnym przekonaniu elity uosabiane przez tak dwuznacznych moralnie ludzi jak Róża Von Thun, czy Donald Tusk, nie zwrócą na takiego szaraczka jak ja uwagi. I nikt nie zada sobie pytania, co takiego się stało, że proeuropejski liberał, jakim byłem 10 lat temu przeistoczył się w przeciwnika Unii Europejskiej, w takim kształcie, jakim ona jest teraz? Jednak zapewniam, że w Europie, jak ona długa i szeroka, są tysiące takich nic nie znaczących ludzi, jak ja, którzy myślą tak jak ja. Nasza tożsamość jest warunkiem sine qua non bycia Europejczykiem. Sztuczne, ideologiczne, czynione od góry próby zdławienia jej nie przyniosą nic dobrego. W marcu 2019 roku będzie brexit, czyli wyjście Wielkiej Brytanii z UE, które dokonało się właśnie w imię suwerenności. Jeśli Unia nie zmieni się i kurs w stronę utworzenia państwa europejskiego będzie kontynuowany,
Unia się rozpadnie w ciągu 10-15 lat pod wpływem odśrodkowych sił polityczno-społecznych takich jak:
- wewnętrzne nacjonalizmy i interesy krajów Unii
- zbyt potężne Niemcy staną się dusicielem Unii od środka. Problem z Niemcami jest taki, że są za małe, by rządzić światem i za wielkie na Europę
- dalsze ingerencje Rosji w wewnętrzne sprawy Europy
- kryzys ekonomiczny powodowany walutą Euro - potworne zadłużone kraje, takie jak Włochy, Hiszpania, Francja nie wytrzymują fiskalizmu narzucanego przez Niemców
- brak poszanowanie suwerennych głosów narodów tworzących Unię
- fetysz ideologizacji
- dalsze exity - wyjścia krajów ze wspólnoty
Prognozy na 2019
Myślę, że rok 2019 może być rokiem przełomowym dla Europy. Pokuszę się, choć nigdy tego nie robię i nie robiłem żadnych prognoz politycznych.
Dla Polski:
- PiS wygra wybory do europarlamentu i jesienią 2019 roku wygra, choć z problemami wybory parlamentarne. Może mieć problem z utworzeniem koalicji, lub utworzy ją z Ruchem Kukiza. Opozycja jest podzielona. Mniej możliwe, choć nie zupełnie wykluczone jest stworzenie wspólnego frontu opozycji.
Dla Europy:
- socjaliści i liberałowie zostaną osłabieni w wyborach do parlamentu europejskiego
- Dalsze osłabienie pozycji Angeli Merkel w Niemczech (możliwe nawet wcześniejsze odejście z fotela kanclerza)
- Upadek francuskiego prezydenta, który całkowicie straci poparcie społeczne uniemożliwiające rządzenia. Francja będzie jednak niezdolna do wybrania kogokolwiek innego i w rezultacie system polityczny Francji zacznie gnić.
- dalsza agresja Rosji na Ukrainę - możliwe brutalne prowokacje.
- twardy Brexit
- dalsze zamachy terrorystyczne o podłożu fanatyzmu islamskiego
Dla Bliskiego Wschodu:
- ostateczne zakończenie wojny w Syrii - zwycięstwo Assada, czyli Rosji, Iranu i szyitów
- pogłębienie konfliktu szyicko-sunnickiego w tym dalsze napięcia między Iranem i Arabią Saudyjską
- możliwe uderzenie Izraela na Liban i Syrię, jeśli Jerozolima uzna, że wpływy Iranu w Syrii są zbyt silne
- zniszczenie Kurdów przez Turcję (jakże to gorzkie dla Kurdów: wygrali wojnę z Państwem Islamskim dla USA, a Amerykanie po raz kolejny ich zdradzili)
Dla Polski:
- PiS wygra wybory do europarlamentu i jesienią 2019 roku wygra, choć z problemami wybory parlamentarne. Może mieć problem z utworzeniem koalicji, lub utworzy ją z Ruchem Kukiza. Opozycja jest podzielona. Mniej możliwe, choć nie zupełnie wykluczone jest stworzenie wspólnego frontu opozycji.
Dla Europy:
- socjaliści i liberałowie zostaną osłabieni w wyborach do parlamentu europejskiego
- Dalsze osłabienie pozycji Angeli Merkel w Niemczech (możliwe nawet wcześniejsze odejście z fotela kanclerza)
- Upadek francuskiego prezydenta, który całkowicie straci poparcie społeczne uniemożliwiające rządzenia. Francja będzie jednak niezdolna do wybrania kogokolwiek innego i w rezultacie system polityczny Francji zacznie gnić.
- dalsza agresja Rosji na Ukrainę - możliwe brutalne prowokacje.
- twardy Brexit
- dalsze zamachy terrorystyczne o podłożu fanatyzmu islamskiego
Dla Bliskiego Wschodu:
- ostateczne zakończenie wojny w Syrii - zwycięstwo Assada, czyli Rosji, Iranu i szyitów
- pogłębienie konfliktu szyicko-sunnickiego w tym dalsze napięcia między Iranem i Arabią Saudyjską
- możliwe uderzenie Izraela na Liban i Syrię, jeśli Jerozolima uzna, że wpływy Iranu w Syrii są zbyt silne
- zniszczenie Kurdów przez Turcję (jakże to gorzkie dla Kurdów: wygrali wojnę z Państwem Islamskim dla USA, a Amerykanie po raz kolejny ich zdradzili)
Jaki jest mój finalny wniosek? Świat
jest na prostej drodze do wielkiej wojny. Wielkie wojny zaczyna się wtedy, gdy jest zbyt wielu potężnych graczy, którzy chcą się nawzajem sprawdzić. To mówi teoria gier. W ciągu 10 może 15 lat konflikt amerykańsko - chiński jest nieuchronny, a powodem tego będzie ogromna dysproporcja w handlu między tymi potęgami na niekorzyść USA. Amerykanie już czują się zagrożeni budową sztucznych wysp przez Chiny na morzu południowo chińskim. Obecność Amerykanów na Tajwanie zamyka Chinom drogę na Pacyfik.
Nie wiem, czy i kiedy ona wybuchnie. Poliferyczność potencjalnego źródła wielkiej wojny jest wiele: Ukraina, Bliski Wschód, oraz coraz ostrzejszy konflikt w Azji południowo-wschodniej. Grają tam Chiny, Japonia, Tajwan, Korea Południowa, i Wietnam o złoża na morzu chińskim. Ale to temat na zupełnie inny esej.
Mogą się też zdarzyć rzeczy, których niepodobna przewidzieć.
Nie wiem, czy i kiedy ona wybuchnie. Poliferyczność potencjalnego źródła wielkiej wojny jest wiele: Ukraina, Bliski Wschód, oraz coraz ostrzejszy konflikt w Azji południowo-wschodniej. Grają tam Chiny, Japonia, Tajwan, Korea Południowa, i Wietnam o złoża na morzu chińskim. Ale to temat na zupełnie inny esej.
Mogą się też zdarzyć rzeczy, których niepodobna przewidzieć.
Dopiero dzisiaj dotarłem do tego arcyciekawego bloga - co prawda przyciągnęło nazwisko, ale po przeczytaniu kilku wpisów zapisuję się do czytania ( subskrybuję ) . Dziś , w 2024 roku dopiero można ocenić, ile prawdy w tym akurat wpisie. Pozdrawiam i proszę o więcej polityki i o współczesnych sprawach. Wojtek Dudka
OdpowiedzUsuń