wtorek, 12 lutego 2019

Recenzja: Helena Łuczywo, Anna Bikont, Jacek, wyd. Agora - Wyd. Czarne, Warszawa 2018







Czytelniku,

Jacek Kuroń był jedną z ważniejszych postaci polskiej najnowszej historii po roku 1945. Opozycjonista, założyciel KOR, jedna z najbardziej ekspresyjnych postaci niekomunistycznej lewicy. To ikona. Trzeba mieć osobistą odwagę,aby porwać się na pisanie biografii ikony. Podjęły się tego związane z Gazetą Wyborczą Helena Łuczywo i Ana Bikont, swoją drogą osoby bardzo w pisaniu doświadczone, mające pewien warsztat, i wszystkie atuty w ręku. Jaki jest według mnie rezultat?
To jednak przegrana, ale za chwilę wyjaśnię dlaczego. 

Nauczono mnie jako historyka, że pisanie o czyimś życiu, a więc pisanie biografii jest jedną z najtrudniejszych arkan pisania i warsztatu historyka. Trzeba bowiem zmierzyć się z wszechświatem w skali mikro, jakim jest życie człowieka - jego charakter, pasje, ułomności, niedoskonałości, fobie, pasje, dzieła, poglądy, seksualność i innych ludzi obracających się wokół niego. Taką biografią jest biografia zakonnika z Wirtembergi "Martin Luter: Un destin" pióra Lucien Febvre`a. A zarazem nauczono mnie, a na studiach doktoranckich na Uniwersytecie Jagiellońskim miałem naprawdę dobrych nauczycieli, że historyk nie może podchodzić do bohatera biografii na kolanach. Jest zarazem pokusą zbyt wielką, aby w czasie pisania nie polubić za bardzo swojego bohatera, bo to będzie widać w narracji historyka, która jak pryzmat pokazuje poglądy tego, który pisze.

Problem polega na tym, że Helena Łuczywo i Anna Bikont - z całym szacunkiem - są Kuroniem autentycznie i bez reszty zachwycone. Nie ma się czemu dziwić. Znały go doskonale, obracały się i obracają w kręgu jego znajomych, a więc ludzi KOR-u. To nie jest zarzut, a zarazem trochę jest, ponieważ mimo prób autorki nie zdobyły się na w pełni krytyczną narrację o swoim bohaterze. Trochę taką jaką Artur Domosławski zaserwował wiele lat temu pisząc bezlitośnie szczerą biografię Ryszarda Kapuścińskiego. On nie był na kolanach wobec swojego bohatera, mimo że blisko go znał i skończyło się w sądzie. Łuczywo i Bikont nie zdobyły się na to. Celem książki chyba nie jest biografia totalna Jacka Kuronia, w pełni historyczna. Jest to trochę dzieło "ku pokrzepieniu serc" środowiska Wyborczej i przyjaciół Pana Jacka Kuronia.

Muszę się jako recenzent wypowiedzieć o metodzie oraz o sposobie narracji autorek. Ich warsztat, tak świetny w przypadku Anny Bikont, niestety się zatracił. Autorki mają dziwną manierę przywoływania dłuższych wypowiedzi przyjaciół, znajomych Jacka Kuronia, ludzi z nim związanych. To trochę irytujące, ponieważ nie widzimy postaci historycznej Jacka Kuronia, ale wyłącznie jego obraz z oczu przyjaciół i znajomych. To osłabia wartość poznawczą książki. Bikont i Łuczywo toczą dyskusję z tymi poglądami, a trochę pozostawiają je bez komentarza.

Nie mogę nie napisać, że na mały plus wypada próba ukazania życiowych zakrętów Jacka Kuronia, takich jak nieumyślne doprowadzenie do śmierci uczestników spływu kajakowego, których Kuroń był harcerskim wychowawcą. Piszą, ale jakoś bez przekonania, o jego "denuncjacjach wrogów ludu" w latach pięćdziesiątych, w apogeum stalinizmu, jako harcerza i opiekuna harcerzy. Ten stalinowski okres w życiu Kuronia jest jakże charakterystyczny dla całego środowiska. To zachłyśnięcie się komunizmem w jego siermiężnej i skostniałej formie stało się jednak punktem wyjścia dla poszukiwania własnej, lewicowej identyfikacji przeciwko komunizmowi. Te fragmenty książki są mocne i zarazem udało się pokazać Kuronia na tle Modzelewskiego i może trochę Michnika w okresie poprzedzającym straszliwy rok 1968 jako człowieka, który wychodzi z gorzkiej świadomości przegranej jako komunisty do zażartego wroga komunizmu.

Wydaje mi się, że na sposobie narracji autorek ucierpiało istotnie tempo książki, która gdzieś koło strony 400 stała się nużąco przewidywalna. Wiemy, jak to się skończy. Książka pokazuje Kuronia jako człowieka boleśnie rozdartego miedzy ideami, o które walczył. Brakuj mi po prostu innego dysonansu: jego stosunku do żony, która poświęciła się mu bez reszty Gajce Kuroń - która jest ukrytą, drugoplanową bohaterką tej książki. Za bojownikiem stała lojalna, piorąca-sprzątająca, gotująca żona, bo Kuroń nigdy nie zajmował się domem i miał do pieniędzy stosunek ambiwalentny. Z książki przebija, ale nie wybrzmiewa - nie byłoby Kuronia, ikony lewicy, gdyby nie jego pierwsza żona, Gajka, kobieta z ambicjami intelektualnymi, która poświęciła wszystko, do samego końca dla męża i skryła się w jego cieniu. Dzięki książce Bikont i Łuczywo polubiłem bardzo panią Gajkę, zaś Jacka Kuronia nie.

I wreszcie na koniec gorzka konstatacja. Jacek Kuroń był naprawdę jedną z najważniejszych postaci polskiej lewicy XX wieku, postacią jakiej lewica nie ma teraz w Polsce i długo jeszcze mieć nie będzie. Ta książka jest dla mnie dramatyczną  próbą środowiska Gazety Wyborczej zachowania pamięci o nim. Bo jemu naprawdę jak mało komu na lewicy należy się zaszczyt nazwania ulicy jego imieniem. W Warszawie dalej będą patronowali ulicom bohaterowie PRL, ale zostawiam to, bo tonie należy do recenzji.

Gdyby Bikont i Łuczywo miały redaktora terrorystę, który z siedmiuset stronicowej książki zrobiłby trzysta pięćdziesiąt, skoncentrowanych na postaci, dynamicznych stron, ta książka tylko by zyskała na klasie. Kuroń zasługuje po prostu na lepszą biografię. Patrzę na tę książkę nie tylko jako historyk, ale jako pisarz i nauczyciel historii. A to są trzy trochę różne, choć nie rozbieżne perspektywy. I we wszystkich trzech widzę braki.

Jacek Kuroń - oddala się od naszego czasu, im bardziej oddalamy się od PRL, tym bardziej młode pokolenie go zapomni. Ja pamiętam go tylko jako faceta w dżinsowej koszuli mówiącego w telewizji w cotygodniowych pogadankach o tzw. Kuroniówce. Moi uczniowie nie skojarzą zapewne tego pojęcia. I to jest proces nie do zatrzymania. I to mnie smuci.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Recenzja: serial STAMTĄD, HBO Max #stamtąd #from

  W historii telewizji i seriali, a więc sedna kultu masowej, która teraz przeniosła się do streamingu - serial From (Stamtąd) powstały oryg...