sobota, 25 listopada 2023

Recenzja: #Napoleon, reż. Ridley Scott, 2023


Napoleon, reż. Ridley Scott, 2023

Należę do pokolenia, które wychowało się pod koniec lat 80 i 90 tych na wielkich filmach historycznych. Z czasów mojej młodości pochodzi Braveheart (1995), a ja wielokrotnie oglądałem Spartakusa (1960) Stanleya Kubricka i inne. Dwadzieścia trzy lata temu pojawił się w kinach Gladiator (2000) Ridleya Scotta, o którym mawiano, że to owszem, może i hit, bo nikt tak Rzymu w kinie historycznym nigdy nie pokazał, ale krytykowano, że to bajka, że w ogóle tak nie było. Kilka lat później Ridley Scott zrobił swój najlepszy film historyczny Królestwo Niebieskie, ale przeszedł bez echa, ponieważ reżysera zmuszono do obcięcia filmu o półtorej godziny. Królestwo Niebieskie (2005) trzeba oglądać w wersji reżyserskiej, bo to jest prawdziwe kino. Z jego najnowszym NAPOLEONEM (2023) też będzie podobnie, ponieważ za jakieś dwa miesiące na Apple Tv ma się pokazać wersja reżyserska filmu, która będzie trwać 4 i pół godziny. I jestem przekonany, że to, co zostało wycięte, potraktowane skrótowo zostanie ukazane w pełni. Dodam na wstępie, że Scott zrobił też Exodus o Mojżeszu – czyli próbę opowiedzenia religii przez pryzmat niewiary i najwybitniejszy film historyczny w ostatnich latach „Ostatni pojedynek” – The Last Duel, w której ukazał boleśnie los kobiety w średniowiecznym społeczeństwie. Nie liczę całkiem dobrego „Robin Hooda”, który demitologizował bajkę jako opowieść o narodzinach angielskiej demokracji (czytaj Wielkiej Kart Swobód).  

Muszę też wyjaśnić moje stanowisko na początku tej recenzji. Oceniam film Ridleya Scotta nie jako historyk (choć nim też jestem), ale jako pisarz i dla mnie fundamentalna jest kwestia autonomii twórcy opowieści. To reżyser ma prawo do pokazania bohatera w konwencji, jaka mu odpowiada. To twórcy przysługuje prawo, żeby opowiedzieć historię tak, jak mu się podoba, tak jak on to widzi. Z tego też powodu znajdowanie na siłę tak zwanych „błędów” przez historyków w filmach, które są fikcją uprawdopodobnioną, jest absurdalne. Najczęściej robią to ludzie, którzy nie poświęcili życia filmowi historycznemu jak Scott – ma w tej chwili 85 lat – i nie opublikowali ani jednej powieści, to małe zazdrosne i zawistne typki z niespełnionymi ambicjami. Internet, fora historyczne pełne są takich „specjalistów”. Ja odniosę się w tej recenzji do prawdy ekranu, a nie prawdy historycznej. Jeśli ktoś tego nie rozumie, nic mu nie pomoże. 

Ad rem! Otóż Scott zaryzykował nakręcenie filmu w oparciu o scenariusz Davida Scarpy i zdecydował się na ukazanie Napoleona poprzez pryzmat związku z Józefiną de Beaucharnais, ich pełnej namiętności i toksycznej relacji, w której była fanatyczna miłość, zdrada i nieustanne balansowanie na krawędzi. Ta płaszczyzna filmu wypada przekonująco. Między Napoleonem (Joaquinem Phoenixem) i Józefiną (Vanessa Kirby) iskrzy i widać, że ich relacja artystyczna była na tyle profesjonalna i rozwinięta, że oboje dali radę zagrać relację, która w filmie tłumaczy klęskę cesarza. Napoleon przegrywa przede wszystkim dlatego, że brutalnie z racji dynastycznych odtrąca wspaniałą kobietę i żeni się z austriacką idiotką z rodu Habsburgów, żeby mieć dziedzica. Można tu poczynić zarzut, że pokazano w filmie kinowym zdrady Józefiny, a nie pokazano bardzo licznych zdrad Napoleona. Napoleon miał kobiet na pęczki i nie może być bohaterem feministek – uważał, że kobieta ma tylko ciało. To oczywiście dziś nieakceptowalne. Dziwić może w filmie jego nieporadność w filmie w sprawach łóżkowych, co nie jest prawdą historyczną. Jednak Scott i jego scenarzysta tak postanowili opowiedzieć tę historię. Trzeba im zaufać. Jednak muszę przyznać, że tak jak Phoenix skradł film Gladiator – jego Kommodus jest niesamowity, tak teraz ukradła film Vanessa Kirby jako Józefina. Jest przepiękna, ale groźna, wstrząsająco ludzka kiedy rozpacza po odkrytej zdradzie, kobieca i męska zarazem, kiedy kieruje mężem-cesarzem. Rola na Oscara.  

Drugą płaszczyzną są zjawiskowe i zachwycające wizualnie sceny batalistyczne. Ubolewać należy, że nie zobaczyliśmy bitwy pod Piramidami – tylko kilka wspaniałych ujęć jej początku. Nie zobaczyliśmy Wagram, ani Jeny i Auerstadt, gdzie Napoleon upokorzył Prusy - za to zobaczyliśmy hiper-naturalistyczną bitwę pod Austerlitz, z niesamowitymi ujęciami tonących w stawach Rosjan i Austriaków, spowitą w surowej zimie, wśród nadnaturalnych gór. Jeśli ktoś czepia się prawdy historycznej, proszę niech się przyczepi Napoleona – mini serialu francuskiego z Christianem Clavierem, z roku 2002, gdzie bitwa pod Austerlitz jest jesienią (sic!). Scott i Scarpa pokazują też dwa kluczowe brutalne momenty, kluczowe dla kariery Napoleona – bitwa o Tulon 1794 i masakra rojalistów w Paryżu w roku 1795. Wtedy Napoleon użył artylerii – konkretnie szrapneli przeciwko cywilom popełniając zbrodnią w imię terrorystycznego rządu rewolucyjnego. Według nich one definiują watażkę. Bo właśnie nim jest Napoleon – korsykańskim watażką, który opanował Francję na zasadzie zamachu stanu, zresztą pokazanego przezabawnie. Według Scotta Napoleon jest tyranem, wyłaniającym się z porządku demokratycznego, jego korupcyjnej słabości, zza pleców ugładzonych i ględzących o demokracji polityków nie zauważających osobowości niepospolitych, które dzięki armii sięgną po wszystko. Jest też Napoleon odbrązowiony – zasypia, jest jak chłopiec na kazaniu politycznym Barrasa, jako parweniusz w salonie Ludwika XIV, ale bez jego klasy. Napoleon jest prostacki u Scotta, to zamierzenie odbrązowienia, a tymczasem taki nie był. Nigdy nie klął. Mało jest Fucheta i Telleyranda, którego Napoleon raz w życiu nazwał gównem w jedwabnych pończochach. Może w wersji reżyserskiej będzie ich więcej. 

Przykuwa w filmie bitwa pod Waterloo – oczywiście nie pokazana historycznie. Napoleon nie wiedział, że idą Prusacy, których dwa dni wcześniej pokiereszował pod Ligny. Ale nie to jest najważniejsze. Waterloo jest u Scotta rozliczeniem ostatecznym wielkiego brytyjskiego reżysera z kwestią stosunku Anglików do Francji i Napoleona, od odrazy po fascynację. Jakież pyszne filmowo jest gdy snajper pyta Wellingtona (dobry Rupert Everett), czy może sprzątnąć cesarza – Anglik odpowiada – stanowczo nie pod karą śmierci, bo zastrzelenie cesarza na początku bitwy byłoby nie dżentelmeńskie. Nie przeszkadza mi nieścisłość – że Napoleon spotkał się z carem Mikołajem ( ten jeden aspekt mnie nie przekonuje – car Aleksander jest jak z wybiegu dla modeli zupełnie drewniany) na brzegu Niemna, a nie jak było naprawdę na wyspie, nie przeszkadza mi, że Napoleon Scotta jest wojownikiem i walczy w ataku kawalerii pod Waterloo (w rzeczywistości chorował wtedy już na raka żołądka), nie przeszkadzają mi afrofrancuscy oficerowie w armii cesarza (w rzeczywistości był tylko czarny służący wierny do końca), ani nie przeszkadza mi, że Napoleon bierze udział w ataku kawalerii pod Borodino. To PRAWDA EKRANU. Jest przekonująca. Film Scotta jest jak wytrawne wino – dobre Bordeaux – które otwiera się brutalną owocowością, a w trakcie otwierając smaki – od wanilli po gorzki finisz bardzo gorzkiej czekolady. Nie wiem, czego spodziewali się specjaliści z rożnych forów internetowych wieszający na tym filmie swoje frustracje. Tylko Ridley Scott jest zdolny do takich filmów i tylko on ma wyczucie historii. Dwieście milionów dolarów widać w każdym kadrze. W przyszłym roku będzie Gladiator 2 – opowieść o Lucjuszu, synu Lucylli. Znów będzie epicko. Mam nadzieję, że Scott odważy się jeszcze zrobić film o Olivierze Cromwellu.

Stusześdziesięciominutowy film kinowy jest dobry, ale nie jest arcydziełem. Na to drugie, na reżyserskie smaczki - w tym na Wagram, Jenę i Auerstadt, Marengo i całość Borodino trzeba poczekać dwa miesiące, w tym na toksyczną relację z matką i inwazje na Hiszpanię z 1808 – jestem pewien, że za dziesięć lat film Scotta, być może niestety już bez niego, zostanie klasyką. 

Obejrzyjcie i posmakujcie wielkiej historii, cieszcie się Państwo rozrywką – dla kompleksu polskiego moich rodaków dwa razy w filmie wymieniana jest Polska. Wymieniana. Wystarczy. 

8/10

 

#strefainteresów #zoneofinterest Recenzja, Strefa Interesów, reż. J. Glazer, Gutek-Film 2024

Film Jonathana Glazera "Stefa Interesów" brytyjsko-niemiecko-polsko koprodukcja nagrodzona w tym roku dwoma Oscarami przez ameryka...