niedziela, 1 kwietnia 2018

Król Trędowaty, czyli biografia Baldwina IV autorstwa Bernarda Hamiltona.



Czytelniku,

Myślę, że to dobra lektura na Wielkanoc. 

Książka Bernarda Hamiltona wpadła mi w ręce jesienią ubiegłego roku i znając literackie nawiązania do tego władcy średniowiecznego Królestwa Jerozolimskiego panującego nieszczęśliwie w latach 1174-1185 z polskiej literatury i z Hollywood (zaraz wyjaśnię o co chodzi), nie mogłem sobie odmówić przyjemności jej zakupienia i przeczytania. Jej autor, Bernard Hamilton jest brytyjskim historykiem średniowiecza (któryż to Brytyjczyk, którego recenzuję!) specjalizującym się właśnie w historii krucjat. Jego szlif profesjonalizmu widać na każdej stronie tej ważnej i ciekawej książki. Dodam, że Hamilton jest historykiem znanym, w Polsce ukazały się jego popularnonaukowe "Krucjaty".

Zacznę jednak od nawiązania literackiego i filmowego. Król Baldwin IV Trędowaty jest fascynującą postacią. Zofia Kossak-Szczucka poświęciła mu jeden z tomów swojej zapomnianej trylogii o krucjatach o tytule właśnie "Król Trędowaty". Strasznie chciałem napisać o nim powieść, ale Kossak-Szczucka była pierwsza. W moim "Bractwie Mandylionu" anglo-normandzki krzyżowiec Gotfryd z Melville też jest dotknięty trądem. Musiałem w ten sposób nawiązać do tej niezwykłej, autentycznej postaci chociaż w taki sposób. Drugim nawiązaniem, do którego przed właściwą recenzją książki Hamiltona, warto nawiązać, jest "Królestwo Niebieskie" Ridleya Scotta, wielki epicki film poświęcony krucjatom, jaki Hollywood zrobiło w 2006 roku. Zaznaczam, że film ten trzeba oglądać w wersji reżyserskiej, dłuższej o dwie godziny od pierwowzoru. Tam król Baldwin pojawia się w srebrnej masce, za którą kryje się znakomity amerykański aktor Edward Norton.

Dlaczego książkę Hamiltona uważam za niezwykłą biografię? Do dziejów Baldwina IV Trędowatego mamy sporo źródeł, które w obszernym wstępie autor niezwykle kompetentnie omawia. Są to zarówno źródła łacińskie, bizantyjskie, ormiańskie oraz arabskie, zarówno muzułmańskie i chrześcijańskie. Hamilton jest jednak mediewistą i dosłownie wyciska z nich wszystko to, co pozwala mu odczytać postać Baldwina IV oraz ukazać życie Królestwa Jerozolimskiego w innym świetle, niż uczynił to Ridley Scott w swoim do bólu poprawnym politycznie filmie. Hamiltonowi udała się rzecz niebywała - zbudował koherentną wizję panowania trędowatego króla odczytując źródła inaczej niż Steven Runciman w swoich "Wyprawach krzyżowych", z których my wszyscy historycy uczyliśmy się krucjat. Przede wszystkim biografia króla trędowatego jest też wciągającą, fascynującą panoramą Królestwa krzyżowców w Ziemi Świętej z perspektywy jerozolimskiego dworu.

W jego narracji Baldwin jest władcą wybitnym, zarówno pod względem militarnym, gdy w 1176 roku pod Montgisard mając nie więcej niż pięciuset rycerzy zakonnych - templariuszy oraz joannitów - rozbił doszczętnie wielką armię muzułmańską Saladyna, który o mały włos nie postradał wówczas swojego życia, jak i pod względem politycznym. Królestwo Jerozolimskie nieustannie lawirowało między muzułmanami, Bizancjum i zachodnią Europą. Baldwin potrafił mając lat kilkanaście narzucić swoją wolę skłóconym baronom i rycerstwu zakonnemu. Co różni jego narrację to tło - Hamilton buduje inny obraz Królestwa Jerozolimskiego, które było sprawnie zarządzaną i znakomicie prosperującą gospodarczo państwowością stojącą na dużo wyższym poziomie niż otaczający ją muzułmanie. I w argumentacji Hamiltona nie ma cienia ideologii, tylko fakty, zestawienia, analizy gospodarcze, listy. Wszystko osadzone w tych źródłach. Jerozolima zarządzana przez krzyżowców nie była feudalną kolonią zarządzaną przez nieudolnych politycznie baronów, przynajmniej do śmierci króla trędowatego.

Z narracji wyłania się też obraz króla, wysokiego, przystojnego młodzieńca o jasnych włosach, który talenty militarne polityczne odziedziczył po swoim ojcu królu jerozolimskim Amalryku. Był znakomicie wykształcony - mówił biegle po francusku, łacinie, flamandzku i arabsku. Jego nauczycielem był wszakże biskup Wilhelm z Tyru, urodzony w Lewancie intelektualista. Hamilton podaje też rekonstrukcji wstrząsającej choroby młodego króla. Nie wiadomo kto przywlókł do pałacu królewskiego trąd w jego najgorszej leprosomatycznej wersji. Trądem można zarazić się  przez długotrwałe przebywanie z osobą chorą, lub poprzez bezpośredni kontakt z zanieczyszczonymi bandażami osoby chorej. Do książki dołączona jest także współczesna medyczna analiza jego choroby.

Baldwin musiał chorować już przez dłuższy czas, ponieważ dopiero zranienie go przez kolegów podczas zabawy przykuło uwagę Wilhelma z Tyru. Chłopak nie czuł bowiem bólu. Osoba chora ma porażone nerwy, wiec nie czuje bodźców. Gdy umarł jego ojciec Amalryk, chorobę młodego władcy ukryto. Jednak z upływem lat zaczęła ona atakować młodego człowieka coraz bardziej, do tego stopnia, że najprawdopodobniej stracił oczy, nos, policzki, oraz palce u rąk i nóg cierpiąc męczarnie. Nie wiemy wiele o jego motywacji religijnej. Książka skupia uwagę na sukcesji, nie było bowiem mowy o tym, by chory na trąd władca mógł doczekać się potomstwa. Walka o sukcesję wyniesie na tron słabego i miernego Gwidona z Lusignan, którego rządy doprowadzą królestwo do katastrofy pod Hittin w roku 1187 i utraty przez chrześcijan Jerozolimy. 

Książka podzielona została na dziesięć rozdziałów,  z których każdy oparto o jakąś cezurę z życia króla, lub samego Królestwa Jerozolimskiego. Centralne, świetnie skomponowane punkty książki to bitwa pod Montgisard, jedno z najświetniejszych zwycięstw chrześcijan nad muzułmanami, choć zupełnie zapomnianemu oraz śmierć króla, który mimo męczarni zachował świadomość i umierał pogodzony ze sobą i Bogiem. Hamilton nie przynudza łacińskimi cytatami, są one wszystkie bezpiecznie dla oka schowane z przypisach, ale w tekście analizuje je i wyciąga esencję. Słowo o narracji historyka - mimo trudnego, nieznanego szerszemu kręgowi kontekstu, prowadzi narrację krótkimi zdaniami, przez co książka nabiera kompetentnej ale szybkiej formy zmierzającej łatwo do końca. A liczy to dzieło prawie czterysta stron.

Polecam miłośnikom średniowiecza; dla studentów mediewistyki to książka tym ciekawsza, że można zobaczyć jaki jest warsztat dojrzałego mediewisty rozumiejącego epokę i czas, nie narzucającego zniekształconego obrazu średniowiecza wynikającego z błędu imputacji kulturowej. Po książkę mogą spokojnie sięgnąć studenci historii w Polsce. Życzyłbym mediewistom polskim zajmującym się historią średniowieczną Polski takiego oczytania i znawstwa źródeł, ale i lekkości stylu.

Na koniec refleksja będąc w roku 2014 w Jerozolimie oprócz doświadczenia religijnego rozważnie nerwowo szukałem w bazylice Męki Pańskiej grobu króla. Nie udało mi się znaleźć, ani napisu na posadzce, ani inskrypcji. Jednak będąc w tym świętym miejscu nie mogłem się pozbyć dręczącej mnie myśli o królu trędowatym....

1 komentarz:

  1. Świetna książka a raczej cały też cykl. Pierwsza część mi się nie bardzo podobała, ale każda następna była coraz lepsza. Sporo humoru i co więcej piękny język. Dobrze napisane i warto czytać też książki z dawniejszej dany a nie tylko nowości. Obecnie jestem na 4 części krzyżowców.

    OdpowiedzUsuń

Recenzja: Konklawe. reż. Edward Berger, #konklawe

  Czytelniczko - Czytelniku, kimkolwiek jesteś  Film w reżyserii Edwarda Bergera na podstawie powieści Thomasa Harrisa wypada zrecenzować ju...