czwartek, 1 lutego 2024

Recenzja: Kos, reż. Paweł Maślony, #kos #recenzja

 



Idąc dopiero dziś do kina miałem dwojakie wrażenie. Kościuszko i jego powstanie jest w polskim filmie i w polskiej powieści całkowicie przemilczane. Kościuszko wylądował w PRL na banknocie 500 złotych, ale w jakiś szczególny sposób władza ludowa nie zrobiła o nim filmu na miarę "Potopu" czy "Krzyżaków", co jest zrozumiałe zważywszy na fakt, że Kościuszko walczył przede wszystkim z Rosją Carycy Katarzyny Wielkiej (niemiecki, a konkretnie pruski desant na tron Rosji Zofia von Anhalt-Zerbst). III Rzeczpospolita, poza niedocenionym i genialnym "Szwadronem" Machulskiego nie zrobiła liczącego się polskiego filmu historycznego (który nie byłby koprodukcją jak "Pianista" Polańskiego) do dzisiaj. Nie będę liczył tutaj idiotycznych komiksowych filmów Hoffman "Ogniem i Mieczem" i "Bitwa Warszawska". Największym osiągnięciem zaś polskiej telewizji jest "Czas honoru" 20008-2014, bo trudno poważnie traktować tak zwane produkcja tożsamościowe za czasów PiS - nie dało się ich oglądać. Oczywiście skrzywdziłbym tutaj "Kamerdynera" Filipa Bajona, ale jest to film szczególny, konkretyzujący się na losach Pomorza, w jakiś sposób regionalny, choć mający swoją klasę. 

Jak sklasyfikować "Kos"? Bo to jest jasne, że to nie jest film o powstaniu kościuszkowskim, którego mitem fundamentalnym i w pewien sposób niedoścignionym jest "Panorama Racławicka" Jana Styki i Wojciecha Kossaka, która weszła do krwioobiegu polskiego . Ten film jest reklamowany jako western i gdyby przyjąć taką perspektywę to jest dobry film. Jasno określony bohater, polski chłop Ignac (w tej roli rozczulający Bartosz Bielenia) jest pozytywnym bohaterem uciekającym przed sadystyczną szlachtą. Kościuszko (Jacek Braciak zawsze dobry w swych rolach) i bardzo zabawny Jean Lapierre ( w tej roli Jason Mitchell, import z USA) ratują go z opresji niczym w "Django" Quentina Tarantino. Zresztą ten film ma w sobie coś z tego anty-westernu. W to wszystko wmieszali się Rosjanie z kapitalnym Robertem Więckiewiczem jako ich okrutnym i niepozbawionym finezji w okrucieństwie rotmistrzem. Jako film akcji jest kapitalny, ma swój rytm, krwiste postacie, świetnie nakreślone i co mnie cieszy bardzo wróciła w małej roli Joanna Szczepkowska, którą wciąż szanuję bardzo za rolę pani Royskiej w "Sławie i Chwale" według Jarosława Iwaszkiewicza. 

Ten film jednak należy rozumieć z nową narracja o historii Polski, która przebiła się wraz z głośną i bardzo mocno jasno określoną ideologicznie książką Adama Leszczyńskiego "Ludowa historia Polski", wyd. WAB, 2020. Ten film jest tak naprawdę opowieścią o nędzy i wyzysku chłopów, katowanych przez demoniczną i groteskową polską szlachtę. W myśl wywodów Leszczyńskiego, na których recenzję muszę się w końcu odważyć, ten film sugeruje, że zbrodnie polskiej szlachty na ludzie dorównują tym zbrodniom wyrządzonym przez białych plantatorów Południa USA czarnoskórej ludności. Jest zresztą w tym filmie taka scena, gdy nasz wydelikacony Ignac pokazuje nagie plecy Lapierrowi ukazując swoje blizny, czym nakłania Afroamerykanina do pokazania własnych po bacie właścicieli niewolników. Blizny się zgadzają, są takie same. To takie same ofiary wyzysku. Szlachta zaś w tym filmie składa się albo z postaci idiotycznych i okrutnych (Łukasz Simlat ukłony) albo inteligentnych, chciwych i okrutnych ( Piotr Pacek ukłony). Oto czysta interpretacja marksowska, w tym rozważań szkoły frankfurckiej. Jest jasno określony wyzysk, ofiara i kat. To bardzo filmowe. 

Ale na jako film historyczny brakuje mi niuansów. Kościuszko nie wyzwolił chłopów spod feudalnego panowania szlachty, bo zrobi to dopiero...Car Aleksander II w 1864 znosząc osobiste poddaństwo chłopów na fali uderzenia w szlachtę, odpowiedzialną na równi z duchowieństwem za powstanie styczniowe. Jednak zgodnie z moją teorią, że reżyser ma pełne prawo do pokazania historii jako plastycznego tworzywa, nie zamierzam tropić nieścisłości historycznych. Nie moja to rola. Jednak najsłabiej jako postać historyczna został tutaj potraktowany Kościuszko - jako bohater drugiego planu. Gdy Lapierre pyta go: Co dalej? Kościuszko patrzy na zgliszcza i milczy. Czyżby tylko tyle reżyser miał do powiedzenia o esencji powstania narodowego? A może na więcej po prostu zabrakło pieniędzy. Dwadzieścia dwa miliony złotych to jest duża kwota, ale nie na epicki film historyczny. 

Film "Kos" w reżyserii Pawła Maślony jest dobrym, ciekawym i wartkim filmem akcji, ale jeśli to jest najlepszy film polski w roku 2023, to "Kamerdyner" Bajona został mocno skrzywdzony. Jako film historyczny jest to film bez epickiego rozmachu. W scenie mordowni we dworze, kręconej nocą, nie wiadomo kto kogo bije. Nie potrafimy robić wielkich widowisk historycznych. Jednak "Kos" jest miarą współczesności i patrzenia na historię Polski z perspektywy lewicowej - szlachta nie była aż tak jednoznacznie idiotyczna - jako na historię spętanego przez panów ludu. 

Moja ocena 7/10 (choć chciałem dać 6)

#strefainteresów #zoneofinterest Recenzja, Strefa Interesów, reż. J. Glazer, Gutek-Film 2024

Film Jonathana Glazera "Stefa Interesów" brytyjsko-niemiecko-polsko koprodukcja nagrodzona w tym roku dwoma Oscarami przez ameryka...