Jacek Bartosiak jest polskim geostrategiem, współzałożycielem polskiego think-thanku "Strategy & Future" i można powiedzieć, że w ostatnich latach zwłaszcza po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej stał się osobowością medialną. Pisze książki.
Książka "Oczy szeroko otwarte. Polska strategia na czas wojny światowej" jest propozycją dla wielbicieli strategii politycznej, historyków lub osób pasjonujących się polityką. Książka ma klarowna konstrukcję. Jest podzielona na dwie części, z których pierwsza poświęcona jest wojnie światowej, która ma się toczyc już teraz. A w drugiej Jacek Bartosiak poświęca uwagę Polsce, a konkretnie tego, jak powinna wyglądać strategia Polski w nadchodzącym (sic!) konflikcie.
Początkowe zdanie przykuło moją uwagę. Mottem książki jest bowiem cytat z Oskara Spenglera (1880-1936). I bynajmniej nie jest to przypadek. Bartosiak, po gruntownej lekturze tej książki jawi mi się właśnie jako quasi-filozof trochę jak Spengler właśnie. Już Karl Popper skrytykował Spenglera za historycyzm mający charakter nienaukowy. Niełatwo jest prześledzić wywód Bartosiaka, ale postaram się spróbować go zrekonstruować. Przede wszystkim Bartosiak zaczyna od dość kategorycznie wyartykułowanego stwierdzenia, że wojna światowa, tak ta trzecia, zaczęła się w roku 2018. Twierdzo on, że historycy bedę się ex post spierać kiedy się zaczęła. Tutaj zgoda, historycy na zasadzie naukowej spierają się o to, ale nie tak jak robi to Pan Bartosiak. On po prostu wybrał jakiś fragmentaryczne wydarzenie w narastającym sporze amerykańsko-chińskim i nadał mu znaczenie, ot, teraz mamy wojnę światową. Otóż to jest moje pierwsze "nie". Trzecia wojna światowa na pewno nie zaczęła się w roku 2018. Być może zaczęła się od uderzenia rosyjskiego na Ukrainę w roku 2022, pełnego i klasycznego rozpoczynającego konflikt kinetyczny między dwoma państwami. Tak jak nie kupiłem i nie kupuję bajek świętej pamięci papieża Franciszka o "trzeciej wojnie światowej w kawałkach". Wojna nigdy nie jest nieunikniona dopóki się nie wydarzy.
Muszę przyznać, że w pierwszej części Bartosiak sprawnie operuje pojęciami z zakresu makroekonomii, pokazuje na czym polegają różnice w produktywności, ma epickie powiedziałbym zadęcie w ukazywaniu narastającego konfliktu między USA i Chinami. Jednak i tutaj rodzą się moje wątpliwości. O mały włos nie wybuchłaby wojna indyjsko-pakistańska w maju 2025, a nie wybuchła. To była ta wojna czy nie? W moim przekonaniu nie. Tak samo nie można mówić o trwającej wojnie chińsko-amerykańskiej, bo ona nie trwa. Pojęcie wojna mieści się w pojęciu konfliktu, ale nie każdy konflikt jest wojną, na miły Bóg. Nieostrość pojęć i nadawanie im znaczenie większego niż mają to mój podstawowy zarzut metodologiczny do książki Bartosiaka. Przy czym to właśnie aparat pojęciowy Bartosiaka nasuwa mi kolejne wątpliwości. Ktoś książkę opatrzył przypisami - być może to sam autor i tłumaczy mi on kto to był Deng Xiaoping. Uważam, że taka wiedza jest wiedzą zastaną dla czytelników książki Bartosiaka, to tak jakby w książce o wojna napoleońskich tłumaczyć kim był Bonaparte. Ale to szczegół. Bartosiak używa specyficznego języka nacechowanego zapożyczonymi anglicyzmami. I tak pisze on, że USA stosują "offshore balancing", że USA "hedżują". Dla mnie, choć mam doktorat z historii, użycie tych pojęć w kontekście języka polskiego jest niezrozumiałe. I właśnie one powinny być wytłumaczone. Pierwsza część kończy się rozdziałem który ma projektować przebieg wojny. Poza tym, że Chiny będą chciały zadusić Tajwan, nie wiedzę ostrości.
Wojna trzecia światowa nie wybuchnie bo Chiny jej nie chcą. Chiny są jedyną cywilizacją starożytną która dotrwała do naszych czasów niezmieniona w swoim jądrze. Cały świat chrześcijańsko-grecko-rzymsko-zachodni, z którego pochodzi Bartosiak, opiera się na uprawianiu polityki wokół jądra religijnego. Tak toczyły się wojny w średniowieczu i nowożytności. Przywoływana przez Bartosiaka wojna trzydziestoletnia zaczęła się jak wojna religijna, choć skończyła się jako polityczna. Chiny nie toczyły nigdy żadnych wojen religijnych, ani zaborczych, ponieważ Chiny jako cywilizacja powstały inaczej. To kultura Chin zrodziła wielka cywilizację. Dla Chińczyków to, co widzimy, okrąg ziemi i niebo należą do cesarza, a więc do ich władzy. Dla nich czas nie ma znaczenia. Nie liczą go. To my go liczymy. Jeśli jest obcy, którego nie rozumiemy, to są to Chiny. Dlatego sądzę, że Chiny nie zaatakują Tajwanu, one po prostu go wchłoną. To się po prostu stanie samoistnie. Chiny nie doprowadzą do wojny światowej, ponieważ wojna nie jest w ich sposobie filozofii politycznej. Chiny asymilują, trochę jak Borgowie w Star-Treku. Pan Bartosiak nie rozumie do końca mechanizmów, które istnieją w Chinach w obszarze ich filozofii ontologicznej i jej pochodnej polityczno-społecznej. Z perspektywy Chin wystarczy poczekać, aż Amerykanie sami się wywrócą o własne nogi.
Druga część jest czystą fantastyką polityczną. Bartosiak pisze bowiem, co Polska powinna zrobić w czas nadchodzącej wojny światowej. To osobliwa projekcja uwarunkowań politycznych, a nie biorącą pod uwagę podstawowej polskiej cechy narodowej jaką jest kłótliwość. Nie ważne, że się pali, nie ważne że się wali, ale mój sąsiad Polak skurwysynem mi większym niż Ruski i Niemiec razem wzięci. Ten cytat zasłyszany w autobusie w Bielsku-Białej kapitalnie pokazuje naszą charakterologię narodową. Tymczasem Bartosiak pisze to, co jako państwo i naród powinniśmy zrobić jak byśmy byli Szwecją. Jednak nie to jest najistotniejsze.
Najpoważniejszy mój zarzut wobec drugiej części tej książki jest oparty na klasycznej gilotynie Hume`a. Nie można wnioskować jak powinno być na podstawie tego, jak jest. To klasyczna umysłowa ekstrapolacja, która tkwi tylko w umyśle autora, ale która nie jest wypadkową prawdziwą. Prosty przykład. Trump kazał zbombardować US Navy rebeliantów Huti, odłam szyicki bardzo wojowniczy w Jemenie. Straszne bombardowania i nic. Amerykanie stracili 8 dronów Raptor, 2 samoloty F-18 i bliscy byli utraty F-35. Rebelianci Huti mają sprzęt irański. To są realia. 5 maja USA zaprzestały ataków na Jemen i poniosły porażkę. A teraz spróbujmy zastosować to rozumowanie. Atak amerykański powinien zakończyć się wielkim sukcesem z powodu miażdżącej dysproporcji, czyli tego jak jest. A tymczasem tak się nie stało. Druga część poświęcona co Polska powinna zrobić jest czystą fantastyką, ponieważ jednego możemy być pewni: gdyby nadszedł konflikt z Rosją, co nie daj Boże, stanie się dokładnie odwrotnie od tego, co pisze Bartosiak.
Ogólnie książka jest nużąca, jednostajna, trudna konceptualnie i wymagająca pojęciowo. To książka straconej szansy, bo choć Bartosiak potrafi pisać, nie umie utrzymać spoistości myśli i spójności wywodu.
Ocena 5/10