piątek, 6 kwietnia 2018

Recenzja: Teatr Bez Sceny, Katowice, Jonas Gardell, Przytuleni, reż. Gabriel Gietzky







Czytelniku tego bloga,

Szóstego kwietnia AD 2018. Piątek wieczór. Zmierzam do teatru - bo gdzież indziej mógłbym znaleźć metaforę życia? - tym razem wybrałem niszowy i mało znany w Polsce, choć istniejący 25 lat "Teatr Bez Sceny" w Katowicach. Teatr niezwykle kameralny, gdzie widownia liczy czterdzieści miejsc, a mała przestrzeń sceny wymusza niezwykłą, a przez to pomysłową scenografię. Założycielem tego teatru jest znakomity aktor ze Śląska, Andrzej Dopierała, którego wcześniej widywałem na scenie Teatru Śląskiego w Katowicach, ostatnio w "Muzułmanach" według Artura Pałygi. Jednak tym razem wybrałem się na sztukę szwedzkiego dramaturga Jonasa Gardella "Przytuleni" (tytuł oryginału Cheek to cheek) w reżyserii Gabriela Getzky`ego. Scenografię i kostiumy są dziełem Marii Kanigowskiej, a polski tekst sztuki z języka szwedzkiego zawdzięczamy Halinie Thylwe. Muszę powiedzieć, że tekst w polskim wykonaniu brzmi bardzo dobrze. Chciałbym podkreślić, że ową sztukę można obejrzeć w Polsce wyłącznie w "Teatrze Bez Sceny" i już niedługo, ponieważ teatrowi kończy się licencja. Zastrzeżenie Teatru jest jednak jasne: spektakl jest dla widzów dorosłych. 

Lubię teatr. Znajduję w nim przestrzeń wolności. Kluczową dla zrozumienia sztuki jest scena pierwsza i zarazem ostania - w której dopowiedziane zostanie ostatnie słowo i podarowany zostanie ostatni gest czułości - w której widzimy na stole prosektoryjnym w zakładzie pogrzebowym ciało mężczyzny ubranego w strój divy, drag queen. Ta  nie-hetero normatywność jest zamierzona. Poznajemy bowiem główną postać sztuki, a raczej jej maskę, Ragnara, mężczyznę, który nie potrafi być mężczyzną i zarazem nie jest w stanie ofiarować siebie nikomu jako kobieta. Ragnar jako drag queen wstaje z łoża śmierci i udziela nam kilku informacji o swoim Ja, bo nie o sobie.

Ta postać składa się z kilku "Ja" używając buddyjskiej metaforyki - i Dopierała naprawdę pokazuje je wszystkie zdzierając je z twarzy jedną po drugiej. Wycierając z ust szminkę i makijaż widzimy, że jego kobiecość jest jedynie konwencją, ułudą, w której Ragnar pragnie zaznać trochę czułości. Birbant i rozpustnik to kolejna twarz Ragnara, która rozpada się, gdy Ragnar w łóżku z kochanką błaga ją o zwykły gest przytulenia, bliskości. Kolejne "Ja" Ragnara upada, gdy rozmawia telefonicznie z przyjacielem Hakanem i kochanką Angelą (w tych rolach na telebimie Michał Rolnicki znany ze świetnych "Pięknych dwudziestoletnich" według Marka Hłaski na deskach Teatru Śląskiego sceny kameralnej i Violetta Smolińska). Przyjaciele obnażają go jako kłamcę,  nieudacznika i alkoholika. Poznajemy go w ostatnim "Ja" jako wielkiego artystę, lub megalomana mającego o sobie samym wielkie mniemanie, który za młodości zyskał wielką popularność śpiewając w kobiecym przebraniu piosenki Judith Garland. Nikt nie chce już przychodzić na jego występy. Nikt Ragnara nie chce słuchać. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść, jak śpiewał Perfekt. Ragnar tego jednak nie wie. Na tym polega tragizm tej postaci.

Andrzej Dopierała jest w roli Ragnara/ Judith Garland znakomity, rola bowiem wymaga przekroczenia siebie samego w stopniu absolutnym, panowania nad mimiką twarzy i dyscypliną ciała, które wciska się w kiczowatą sukienkę kobiety, aby zagrać ostatnią rolę - spektakl przed śmiercią. Słowo tragikomedia nie oddaje chyba do końca sensu tekstu Gardella. Dla mnie bowiem "Przytuleni" jest opowieścią o oswojeniu się ze śmiercią. Ta nie jest straszna dla tych, którzy odchodzą, ale dla tych którzy zostają. Jednak na Ragnara nikt za życia nie czekał, i nikt też nie opłacze go po śmierci. Ragnar miota się sam ze sobą, ze swoim drugim, kobiecym "Ja", ale jako mężczyzna jest lubieżnym, okrutnym władcą, sprowadzającym kobiety do roli psa lub seksualnego przedmiotu. Sztuka jest oczywiście odważna obyczajowo, ale nagość jest tutaj jedynie narzędziem do ukazania pustki, w jakiej Ragnar się znajduje. Ta samotność zostaje wystawiona na próbę. Ragnar poznaje Margaretę, pracownicę zakładu pogrzebowego. Ona darzy go uczuciem, on jest brutalny, odpychający, okrutny, używający ciała i duszy kochanki jak narzędzia seksualnego. Ważna uwaga: proszę nie myśleć, że spektakl jest przeładowany erotyką. Wręcz przeciwnie, jest ascetyczny - a sceny nagości są obnażające, okrutne i puste.

Pod względem sztuki aktorskiej spektakl nie może rozczarowywać. Partnerką Dopierały jest Anna Kadulska, której Margareth  jest autentyczna, ale wycofana emocjonalnie. Ja widziałbym Margareth trochę bardziej drapieżną, emocjonalną. Ale ascetyzm Anny Kadulskiej ma też swoje plusy. Gra aktorów jest doskonale widoczna, ponieważ bliskość publiczności nie pozwala aktorom ukryć żadnego defektu. Muszą być perfekcyjni i są tacy. Czego mi brakuje to dowiedzieć się czegoś więcej o kobiecym "Ja" Ragnara. Poznajemy ją jako mimiczną kopię Judith Garland, w fatalnej peruce, biustonoszu, sukience. Jednak ta maska kogoś kryje - czy to potwór, czy okaleczony, spragniony miłości, samotny, bo opuszczony przez siebie samego człowiek, na to pytanie widz musi odpowiedzieć sobie sam. Okrucieństwo tej postaci jest zarazem żałosne, obnażające. To obnażenie jest celowym odarciem się ze wszystkiego, a zarazem zaproszeniem do pogodzenia się ze śmiercią. Bo to właśnie śmierć jest celem Ragnara, a Margereth odtrącona i zdradzona jako kobieta stanie się Charonem Ragnara, gdy ten uda się na spotkanie ostatecznej Tajemnicy, jaką jest śmierć. Wszyscy umrzemy, to banał, ale w tym banale jest ta ostateczna krawędź, zza której nie ma odwrotu.

"Przytuleni" Jonasa Gardella w inscenizacji katowickiego "Teatru Bez Sceny" to sztuka niezwykle odważna, ale zarazem oszczędna, ascetyczna i okrutna. Jest to tekst zagrany perfekcyjnie, bez dłużyzn, z jasno zarysowaną osią dramaturgiczną w której scena pierwsza, ciało Ragnara wyjeżdżające z prosektorium jest zarazem ostatnim pożegnaniem. Znakomity, trudny, wymagający spektakl - nie dla każdego. Teatr bez Sceny jest przedsięwzięciem prywatnym, a cena za bilet na dwugodzinny spektakl 40 zł, wcale nie byłą wygórowana. Polecam widzom dorosłym, nie obawiającym się Inności. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#strefainteresów #zoneofinterest Recenzja, Strefa Interesów, reż. J. Glazer, Gutek-Film 2024

Film Jonathana Glazera "Stefa Interesów" brytyjsko-niemiecko-polsko koprodukcja nagrodzona w tym roku dwoma Oscarami przez ameryka...