sobota, 15 grudnia 2018

Recenzja: Outlaw king, prod. Netflix, 2018



Czytelniku,

Od wielu lat nie możemy doczekać się porządnego, kinowego filmu historycznego. Takiego na miarę "Braveheart" Mela Gibsona z 1995 roku. Po drodze był wizjonerski "Gladiator" Ridleya Scotta i mniej udane produkcje jak "Troja" Wolfganga Petersena. Ostatnim wielkim filmem historycznym o średniowieczu, który trzeba obejrzeć w wersji reżyserskiej było "Królestwo Niebieskie" wspomnianego Ridleya Scotta. Ten ostatni i ten pierwszy dotyczą średniowiecza, epoki tak bardzo fascynującej i dziś zupełnie niezrumienianej przez nam współczesnych ludzi.

Netflix ma spory udział w odbudowie gatunku przez trafiające do masowej wyobraźni seriale historyczne. O znakomitych "Wikingach" wspomnę, a powstało już 5 serii tego znakomitego serialu przybliżającego niezwykły świat Skandynawii przed przyjęciem chrześcijaństwa. W roku 2018 Netflix nakręcił film fabularny poświęcony postaci Roberta I Bruce, króla Szkotów panującego w latach 1306-1329, władcy panującego współczesnemu Polsce Łokietkowi.

Wszyscy pamiętamy rozdzierającą serce przedostatnią scenę filmu "Braveheart" Mela Gibsona, kiedy Anglicy schwytawszy podstępnie wodza szkockiego powstania Williama Wallace`a w 1306 roku w pułapkę, dokonują na nim brutalnej egzekucji przewidzianej ówczesnym angielskim prawem na zdrajcach, a polegającej na wytrzebieniu genitaliów i wnętrzności na oczach skazanego oraz poćwiartowaniu jego ciała. Trup Walllece`a został pocięty na cztery części, które Anglicy rozesłali w cztery strony Szkocji jako ostrzeżenie. Głowa jego została zatknięta na bramie Tower. Film Netflixa zaczyna się właśnie wtedy.

Widzimy Roberta Bruce`a (w tej roli przekonujący Chris Pine znany ze Star Treka amerykański aktor) składającego hołd lenny jednemu z najbardziej brutalnych królów Anglii, Edwardowi I Długonogiemu (Longshanks). Jednak dla mnie sceną otwierającą właściwy film jest ta, w której Robert de Bruce jedzie do granicznego Berwick upon Tweed zapłacić Anglikom podatki. Widzi wówczas powieszoną publicznie część poćwiartowanego ciała Wallece`a. Ten widok jest dla niego czymś tak strasznym, że człowiek który do tej pory był kunktatorem, dystansował się od walki z Anglią, przeistacza się w świadomego swojego celu wojownika.

Film pokazuje Roberta I Bruce takim jakim był. Zabójstwo dokonane w Kościele na jednym z rywali Johnie Comynie dokonane przy ołtarzu w Kościele ściągnęło nań klątwę i ekskomunikę, ale Bruce się tym nie przejął. Koronował się na króla Szkotów, nie Szkocji, co jeszcze bardziej zjednało mu ludzi. Film oczywiście został sfikcjonalizowany pod kątem dramaturgicznym. Ale i tak robi wielkie wrażenie. Przede wszystkim zasugerowanie widzowi Szkocji XIV wieku, brudnej i wspaniałej, pełnej błota i deszczu. 

Głównym przeciwnikiem Bruce`a w filmie jest syn króla Anglii, Edward II Plantagenet, ukazany jako człowiek niezwykle brutalny i wiarołomny. Scena pojedynku w bitwie pod Loudon Hill jest ahistoryczna. Netflix pominął tym razem podstawową cechę osobowości Edwarda II, jaką był jego homoseksualizm, który stał się wiele lat później przyczyną jego upadku jako władcy. Ale to jest postać dobrze zagrana, i bardzo dobrze usytuowana w dramacie.

Muszę powiedzieć, że prawdziwym majstersztykiem jest finalna, ośmiominutowa sekwencja bitwy pod Loudon Hill - która znów ahistoryczne przypomina wielkie zwycięstwo Szkotów nad armia Edwarda II pod Bannockburn w 1314, które dało Szkocji niepodległość. Bitwa ta pokazuje starcie ciężkiej angielskiej jazdy ze szkocką piechotą toczoną w błocie i deszczu. To naprawdę zapierający dech kawał kina. Jest to bitwa tak realistycznie i brutalnie sfilmowana, że dorównuje z pewnością epickością bitwie pod Stirling w filmie Braveheart. Warto podkreślić, że film Netfixa jest zdecydowanie bardziej wierny średniowieczu niż Gibson, który kazał w końcu XIII wieku chodzić Szkotom w kiltach. Takich błędów w filmie produkcji Netfixa nie ma.

Uważam "The Outlaw King" - "Króla wyjętego spod prawa" za najlepszy film historyczny ostatnich lat, pełny epickiego rozmachu film, który można i należy oglądać jako dopełnienie Braveheart z 1995 roku. Polecam. Brutalne, niezwykle mocne kino historyczne, głęboko zapadające w pamięć.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#strefainteresów #zoneofinterest Recenzja, Strefa Interesów, reż. J. Glazer, Gutek-Film 2024

Film Jonathana Glazera "Stefa Interesów" brytyjsko-niemiecko-polsko koprodukcja nagrodzona w tym roku dwoma Oscarami przez ameryka...