Wpadła mi w ręce na warszawskim dworcu głównym - nie ma to jak kupić książkę na dworcu, gdy za 5 minut odjeżdża twój pociąg - ciekawa książka niemieckiego ekonomisty, Wolfganga Münchau, który jak przyznam w tej recenzji naprawdę potrafi pisać o współczesnej ekonomii ciekawie i prosto, co przekłada się na bardzo intrygujący efekt. Jego książka "Kaput. Koniec niemieckiego cudu gospodarczego" jest fascynującą opowieścią o tym, jak przez ostatnie 20 lat Niemcy zarżnęli swój kraj. To pewien istotny paradoks, bo Bundesrepublik zachowała ogromną siłę polityczną w Europie, robiąc wszystko, żeby kraje ościenne - rozwijające się szybciej niż one - zostały politycznie i gospodarczo zatrzymane, żeby nie urosły za bardzo. Dziś Francja, choć dwadzieścia lat temu, miała gospodarkę przeetatyzowaną i nie dościgała Niemiec, dziś bije Niemcy na głowę posiadając tańszą energię. To Niemcy dziś są chorym człowiekiem Europy i kto tego nie widzi, jest ślepcem.
Jednak jak to się zaczęło? Autor stawia tezę, że wszystko zaczęło się od błędnej polityki kredytowej banków, które należą do landów i miast, lub są prywatne. W radach nadzorczych tych banków zasiadali ludzie zależni od polityków, i zaczęli błędnie inwestować. W latach 80-tych XX wieku Niemcy stały się królestwem telewizji kablowych. Któż w Polsce nie marzył wtedy o oglądaniu filmów z SAT1, albo z RTL? Któż z młodych nie słuchał i nie oglądał niemieckiej telewizji muzycznej VIVA? Sieciami kablowymi położono kable telefoniczne i Internet. Kiedy w roku 2012 byłem z młodzieżą z Gliwic w Bayreuth na wymianie z programu Comenius (dziś zastąpionym przez Erasmus Plus) nie działało WiFi, które działało u nas w szkole w Gliwicach! Nie działał wolny Internet w miejscach publicznych. Teraz rozumiem dlaczego. Niemcy nie mają mocy przesyłowych Internetu. Nie stworzyli tego, co przez ostatnie lat 15 (nie wyłączając rządów PiS) stworzyła Polska, która z Internetem i cyfryzacja usług, sektora bankowego, po Blika, i cyfryzacje podatków czy wystawiania recept prześcignęła Niemcy o lata świetlne. Niemcy tego nie mają. Dlaczego?
Potęga Niemiec była oparta na przemyśle, bo Niemcy z tego żyli - niemieckie samochody, niemiecka chemia, niemieckie lekarstwa, to wszystko potrzebowało taniej energii. A tę zapewniały znakomite elektrownie atomowe. W 2015 roku Bundestag przyjął miażdżącą ilością głosów ustawę zamykającą je wszystkie, czego dokonała Angela Merkel. Niemcy postanowili zamienić tanią energię atomową na rosyjski gaz, uzależniając siebie i wszystkich wkoło od Rosji. I oczywiście w tym tkwi przyczyna inwazji rosyjskiej na Ukrainę, bo Putin wiedział, że uzależniona Europa będzie bezwolna. I nie pomylił się. Dalej jest już kwadratura koła. Po 2022 roku nie będzie taniego gazu z Rosji. Więc Niemcy wymyślili wiatraki, tylko że okazało się, że mają najdroższą energię w Europie. I nikt nie może mieć innej, bo jeśli tak będzie, Niemcy przestaną być konkurencyjne. I dlatego jest handel powietrzem ETS 1 i 2, który zażyna inne kraje Europy. Niemcy nie potrafią wyjść z tego zaklętego kręgu. Najwięcej elektrowni węglowych mają...Niemcy i najwięcej emitują CO2 do atmosfery w Europie. Autor wyraźnie konkluduje, że droga energia i drogi gaz okazał się samobójstwem dla niemieckiego przemysłu chemicznego. Tylko że Niemcy sami sobie to zrobili. Sami się zaorali. Gdy dodamy do tego mnóstwo migrantów żerujących na niemieckim modelu socjalnym nie można mieć pretensji do tych ludzi, ponieważ nawet gdyby chcieli pracować...nie mogą, bo nie pozwalają na to niemieckie przepisy. Na domiar złego Niemcy przenieśli dużą część produkcji podzespołów i silników samochodowych do Chin i teraz stali się niewolnikami chińskiej mocy wytwórczej.
I tak Niemcy położyli branżę motoryzacyjną, chemiczną, nie są w stanie stworzyć u siebie stanowiska dla HIGH-TECHÓW, ponieważ nie mają szybkiego Internetu. Konsekwencja tego jest niemoc Niemiec, w paroksyzmach rządów Angeli Merkel i Olafa Scholza Niemcy nie mają też armii. Ciekawe, czy polskie elity przeczytają te książkę? Znamienne jest to, że autor napisał książkę po angielsku. W Niemczech by nie przeszła.
Jedynym mankamentem książki jest jej cena. 69,90 za cienką stu kartkową książkę to zdecydowanie za dużo. Ale co ja tam wiem o cenach książek, prawda?
Zdecydowanie polecam 8/10