Mam wobec profesora Andrzeja Chwalby dług, że od czasu jego naprawdę znakomitej i w wielu miejscach przełomowej książki o pierwszej wojnie światowej (Samobójstwo Europy) przez szereg lat nie recenzowałem jego książek. Nie wiem dlaczego. A przecież przez tyle lat - 2008-2013 brałem udział w jego corocznych seminariach doktoranckich w czerwcu w jego domu letnim. Niewybaczalne.
Profesor Chwalba pokusił się o książkę, której brak doskwierał w Polsce od lat - właściwie od upadku komunizmu ciągle na studiach historycznych mówiło się, że brakuje wielkiej syntezy życia Polaków pod okupacją podczas II wojny światowej. I w pewien paradoksalny sposób dalej jej będzie brakować, bo książka którą recenzuję jest tylko zarysowaniem tej okupacji. Dlaczego, zaraz wytłumaczę. W zasadzie od czasów rzeczywiście w wielu miejscach przełomowej książki Tomasza Szaroty "Okupowanej Warszawy dzień powszedni", której pierwsze wydanie było pod koniec lat siedemdziesiątych wieku XX, nie ma gruntownej, źródłowej, bo opartej na listach z archiwum poczty polskiej, listach do sanktuariów z prośbami z czasów okupacji, pamiętnikami, wspomnieniami, analizą życia codziennego i obrazu okupantów - bo życie Niemców, tych których tutaj przesłano jako Panów życia i śmierci - też jest ciekawe. Książka profesora Chwalby w niebywale lekki, powiedziałbym publicystyczny sposób próbuje naszkicować to, w jakim kierunku taka synteza obejmująca także literaturę wojenną, mogłaby pójść.
Książka Chwalby jest podzielona klarownie siedem części, z których najbardziej rozbudowana jest część VI - Okupacja niemiecka. Generalne gubernatorstwo. Nie wiem po co profesor eseistycznie odniósł się do kampanii wrześniowej. Bo jest bardzo wiele książek na ten temat. Ale oczywiście musiał napisać tę pierwszą część. Po raz pierwszy natomiast zauważyłem bardzo zwięzły opis okupacji sowieckiej, w której pióro Chwalby zauważa stosunek Żydów do władzy sowieckiej - w wielu przypadkach bardzo serwilistyczny oraz ziemie wcielone do Rzeszy - Śląsk, Pomorze, Wielkopolskę, czy Łódź. Ta konstrukcja i pewna epickość nadaje tej książce charakter ogólnej syntezy.
Chwalba ciekawie pisze o relacjach polsko-żydowskich i tłumaczy reakcje Polaków w czerwcu i lipcu 1941 jako odreagowanie sowieckiej okupacji. Casus Jedwabnego nie urasta jak w książkach o proweniencji z ulicy Czerskiej w Warszawie do naczelnego problemu okupacji. Po prostu stwierdza, że tak Polacy - w obecności Niemców - spalili około trzystu Żydów w Jedwabnem. Ta obecność Niemców zmienia jednak perspektywę. Nie sądzę, żeby na ulicy Czerskiej pokochali za to profesora, ale jest on tak wybitną osobowością, że nie musi się przejmować żadnymi recenzjami Pracowni Badań nad Zagładą IFiS PAN. Dlaczego? Bo to Polakom ta książka jest poświęcona, ich walce o byt, o przeżycie, dźwięki ulicy. Profesor świadomie i z dbałością o szczegół wkracza w obszar codzienności, ubioru, jedzenia, komunikacji, pieniędzy, szmuglu. Brakuje mi polemiczności. Chwalba chciał zachować środek. Rozumiem to.
Chwalba wkracza także na drugi obszar niezwykle ważny, jakim są relacje polsko-ukraińskie i pisze świadomie, z pełną świadomością różnic - nie do pogodzenia między historiografią polską i ukraińską o Wołyniu - opisuje też bardzo ogólnie konstrukcję polskiego państwa podziemnego, akcje podziemia, politykę okupanta. Ale tutaj musze stwierdzić, że ta książka jest podaniem w strawnej formie, lekkiej tematu, który zasługiwałby na więcej. Wydaje mi się - pewności nie mam - że to wydawnictwo zdecydowało, żeby w miejscach, gdzie profesor cytuje źródła nie dać ani jednego przypisu. Ten brak odniesienia do literatury w takiej syntezie jest widoczny. Istnieje obszerna bibliografia, ale bez podziału na źródła i opracowania. Wydawnictwo bardzo starannie natomiast dobrało zdjęcia, mapy są ładne i czytelne. Nie sposób tu postawić zarzutu.
Z pewnością ta książka jest bardzo solidna warsztatowo, napisana niebywale lekko - z pewnością powinna być lekturą obowiązkową na zajęciach z historii Polski dwudziestego wieku na studiach historycznych. Z pewnością zdobędzie ona uznanie, właśnie przez niebywałą lekkość pióra. Niestety nie obyło się bez małych błędów; na stronie 203 czytamy, że "na obszarze o powierzchni 94,1 kilometra kwadratowego mieszkało około 12 milionów osób". Na tej samej stronie po 1941 roku po inwazji Niemców na ZSRR czytamy, że powierzchnia GG wzrosła do 145,2 kilometra kwadratowego". Nawet gdybym uznał to za metaforę nie potrafię sobie wyobrazić jak 12 milionów ludzi mieszka na 94 kilometrach kwadratowych. Strefa Gazy ma około 360 kilometrów kwadratowych i mieszkało tam przed 2023 dwa miliony ludzi. To nie jest wina Chwalby. Co robiła redakcja w takim wydawnictwie jak Literackie? Przecież dla mnie jest jasne, że chodzi o tysiące kilometrów kwadratowych, ale po redakcji tekst idzie do co najmniej dwu korekt. NIE czepiam się, po prostu na takim poziomie nie powinno być takich pomyłek.
Książka profesora jest wiarygodna, napisana ze swadą, ze świadomością tematu - jego wielkiej wagi - klasycznie skonstruowana, z klarownymi rozdziałami, językiem potoczystym, prostym, ciekawym, ale jednostajnym. Sięgnie po nią student historii i każdy kto interesuje się historią niemieckiej i sowieckiej okupacji w czasie II wojny światowej. My tą wojnę przegraliśmy. Nikt mi nie wmówi, że było inaczej. Profesor świadomie i z gracja unika tematu zadając pytanie, czy powrót Armii Czerwonej w 1945 przyniósł wolność. Nie musi odpowiadać na to pytanie.
Moja ocena 8-9 na 10.
Jednoznacznie polecam.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz