piątek, 16 lutego 2018

Dlaczego Zygmunt Miłoszewski nie może być uważany za pisarza idealnego?

Czytelniku,

Pisząc ten tekst jestem w sytuacji niezmiernie trudnej. Oczywiście, że pisarze się czytają nawzajem. Oczywiście, że zazdroszczę Miłoszewskiemu sukcesu. Byłbym głupi i nieprawdziwy, gdybym się do tego od razu nie przyznał. Jednak nie mam zamiaru pisać o Zygmuncie Miłoszewskim, tylko o stworzonej przez niego bardzo dobrej, choć niespójnej ideologicznie trylogii kryminalnej z prokuratorem Teodorem Szackim w roli głównej . Na ową trylogię, które odniosła w Polsce bezprecedensowy sukces składają się trzy powieści: "Uwikłanie", "Ziarno prawdy" oraz zamykający cykl "Gniew". Na razie trylogia o Szackim jest zamknięta, ale kto wie, czy pod wpływem wielkiego sukcesu Szacki nie wróci. Nie tacy mistrzowie pióra łamali się i przywracali postaci do życia. Myślę, że Miłoszewski nie zamknął sobie drogi odwrotu, ponieważ "Gniew" nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy prokurator przeżył, czy nie.

Powiem tak - powieści Miłoszewskiego czyta się jednym tchem, szybko, co wystawia mu jak najlepsze świadectwo sprawności narracyjnej. "Uwikłanie", mimo genialnego pomysłu, intrygi w sprawie śmierci Telaka w czasie grupowej terapii oprzeć o powiązanie esbeckie, jest jednak trochę niekonsekwentne. Nie, bynajmniej nie w kreacji faceta koło czterdziestki żyjącego pod presją, mającego trudną pracę i romansującego za plecami żony. To jest wiarygodne. Niekonsekwentne jest pozostawienie wątku esbeckiego nierozwiązanym. To oczywiście był celowy zabieg narracyjny, ale Miłoszewski nagle porzucił ten niezwykle prawicowy wątek i w kolejnej powieści podążył innym tropem, którego ślady ideowe wiodą na ulicę Czerską w Warszawie. Warto wspomnieć, że Miłoszewski zgodził się na niezgodną z książkę ekranizację "Uwikłania" w reżyserii Jacka Bromskiego. Wystawia mu to jak najlepsze świadectwo. Pisarz musi zdystansować się od swojego dzieła. Tutaj po raz kolejny jestem wstrętnym zazdrośnikiem, ale przyznaję się do tego. Który pisarz nie chciałby, żeby jego męskiego bohatera, do pewnego stopnia alter ego, zamienić na piękną kobietę? A jeśli do tego ową kobietą jest Maja Ostaszewska, to cóż zrobić? Jeszcze jedno. Film "Uwikłanie" Bromskiego ma bardzo dobre recenzje na przykład w prawicowym i katolickim "Gościu Niedzielnym", gdzie film ten stawia się za przykład współczesnego polskiego filmu pokazującego prawdzie oblicze III RP, jako "esbekistanu".

Niekonsekwencja Miłoszewskiego jest najdobitniej widoczna w drugiej powieści "Ziarno prawdy", gdzie mamy do czynienia ze sprawną narracją i wiarygodnym obrazem prowincjonalnego mordercy. Ale kluczem jest Sandomierz. W mieście tym TVP ekranizuje "Ojca Mateusza", niemądrą, czasem głupiutką, z przymrużeniem oka telenowelę kryminalną z księdzem katolickim jako bohaterem-pozytywnym. Po drugie światopoglądowym tłem tej historii jest polski antysemityzm odmieniany przez wszystkie przypadki. Ja jako pisarz, historyk i nauczyciel nie mam żadnych wątpliwości, że przed drugą wojną światową i w jej trakcie Polacy zachowywali się czasami bardzo kontrowersyjnie. Nie chciałbym jednak sprowadzać tego postu do kolejnego głosu w niekończącej się historii sporu polsko-żydowskiego o polski antysemityzm. Jednak Miłoszewski mam wrażenie - podkreślam subiektywizm mojego spojrzenia - uległ lansowanej jak mantra przez  towarzycho z ulicy Czerskiej tezie, że Polski antysemityzm powiązany ze wstrętnym Kościołem Katolickim jest nieodzownym składnikiem Polaka-Katolika. W powieści tej, w sposobie ukazania Kościoła, księży (to postaci trzeciego planu) jest widoczny stonowany, ale widoczny jad. Mordercą też jest "Polak-katolik". Jest to jedna z najbardziej demonicznych postaci w polskim kryminale.  Do rangi symbolu prawie jak hitlerowska swastyka urasta w narracji Miłoszewskiego radło, znak Polaków, mniejszości z Niemiec, którą Hitler zdelegalizował w roku 1940. Szacki podąża w tej powieści tropem teatru, jaki morderca stwarza, by się ukryć. Zabieg powieściowy ocierający się o przebłysk geniuszu sprawia jednak wrażenie, że pisarz "dolał" jednoznacznie kojarzonego ideowego sosiku rodem ze stron Gazety Wyborczej. I po raz kolejny pokochało powieść Miłoszewskiego polskie kino. Ale ekranizacja już z męskim gwiazdorem Robertem Więckiewiczem (oglądałem w kinie "Ziarno prawdy" dwa tygodnie po "Pod Mocnym Aniołem" Smarzowskiego i podświadomie czekałem aż pijany w sztok bohater rzygnie po pół litra) jest już chłodna, w skandynawskim stylu, bardzo sprawnie zrealizowana, w czym zasługa Borysa Lankosza

Ostatnią powieścią Miłoszewskiego o Teodorze Szackim jest "Gniew" stylizowany na kryminał skandynawski. Widoczne są wpływy powieści Stiega Larssona. Jest to powieść w której Miłoszewski porusza ważny problem przemocy wobec kobiet, ale powieść sprawia wrażenie, jakby Szacki już nudził pisarza. Miłoszewski potrafi jednak śmiać się sam z siebie. Ale przyznam, że jak przeczytałem o anatomopatologu o nazwisku ...Frenkenstein, to padłem. Powieść jest najdłuższa z trylogii, gęsta jak dobre Chianti, wytrawna jak dobre Chateau rodem z apelacji Bordeaux, ale pozostaje niedosyt. Czytelnik lubi Szackiego. Przekombinowany jest motyw porwania córki, zrobienia z siedemnastoletniej dziewczyny psychopatki. Mimo to, czekam kiedy ktoś to zekranizuje. Film będzie dobry, o ile ktoś nie będzie dosłowny. Z tego też powodu ja osobiście lubię "Uwikłanie" Bromskiego, właśnie dlatego, że filmowcy zerwali z niekonsekwencją narracyjną pierwowzoru. Trzecia powieść jest w swej ideologicznej wymowie wybitnie lewicowa.

Przeczytałem także powieść Miłoszewskiego "Zaginiony" traktującą o poszukiwaniu zaginionego, najcenniejszego obrazu z polskich kolekcji, czyli portretu chłopca Rafaela Santi. Książka do połowy bardzo dobra, a potem było coraz gorzej. 

Najprawdopodobniej nie przeczytam już żadnej powieści Zygmunta Miłoszewskiego,  tym najnowszej wydanej w roku 2017, tym razem o miłości, ponieważ wszystko już o nim wiem, jako o sprawnym scenarzyście (oglądałem serial "Prokurator", gdzie obydwaj bracia Miłoszewscy próbowali zdyskontować sukces kreacji Szackiego) i pisarzu powieści sensacyjnych. Z pewnością znajdzie on miejsce w poczcie polskiego kryminału, do którego ludzie z przyjemnością zajrzą nawet za czterdzieści lat. Z jedną tezą Miłoszewskiego się zgadzam. Współczesny kryminał musi mieć szeroki kontekst społeczny.

Sam piszę. To już wiecie.Zawsze można napisać nowy kryminał, ale bohater musi być Inny, to znaczy taki, jakiego nie było jeszcze w polskiej powieści kryminalnej. Ja takiego stworzyłem. Pierwszego polskiego czarnoskórego detektywa.
Ale to już zupełnie inna historia.

2 komentarze:

  1. Dobry wieczór,
    Przeczytałem właśnie ,,Gniew'' i jestem bardzo zaskoczony zakończeniem. Czy mógłby Pan napisać jak je interpretuje?
    Pozdrawiam, uczeń

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo sprytne posunięcie Miłoszewskiego, który dzięki temu nie zamknął sobie możliwości powrotu do bohatera za kilka lat.

      Usuń

Recenzja: Konklawe. reż. Edward Berger, #konklawe

  Czytelniczko - Czytelniku, kimkolwiek jesteś  Film w reżyserii Edwarda Bergera na podstawie powieści Thomasa Harrisa wypada zrecenzować ju...